Caroline :
Obudziłam się, w łóżku byłam niestety sama. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju zdecydowanie opuszczona przez mężczyznę. Wstałam po chwili i na palcach wyszłam z sypialni, Gdzie mógł być Klaus? W łazience go nie było. W salonie ani śladu. W końcu usłyszałam jakieś hałasy dobiegające z kuchni. Ciekawa, tego co tam mogę zastać od razu tam podążyłam. Uśmiechnęłam się na sam widok Mikaelsona bez koszulki. Akurat parzył kawę, nie zauważył mnie na początku dlatego mogłam podziwiać go przez dłuższą chwilę. Był przystojny i niesamowicie męski. Jego idealnie zarysowane mięśnie co jakiś czas się spinały. W jego silnych ramionach mogłabym spędzić resztę życia. Musiałam aż wzdychnąć, ale Nik mnie zauważył. Uśmiechnęłam się szeroko jak gdyby nigdy nic.
- Witaj kochana. - O tak jego akcent od rana to miód na moje uszy. - Nie chciałem cię obudzić.
- Nie obudziłeś po prostu sama tak jakoś. - Oparłam się blat i spoglądałam na niego.
- Napijesz się kawy? - Zapytał zadowolony pokiwałam głową, za znak potwierdzenia.
- Za ile mam być gotowa do pracy? - Spojrzałam na mężczyznę popijając napój.
- Ty masz dzisiaj wolne. - Stanął przede mną i delikatnie wziął pasemko włosów i założył za ucho.
- Nie, dlaczego? - Powiedziałam zrezygnowana.
- Bo kiedy jesteś blisko nie mogę się skupić. Myślę tylko żeby cie dotknąć pocałować. - Szeptał mi to na ucho. Chwycił mnie za biodra i posadził na blacie.
- Myślałam, że nie lubisz kiedy tak siedzie. - Popatrzyłam mu w oczy i założyłam ręce na kark. - Wiesz jeśli cie tak rozpraszam to się zwolnię.
- Lubię kiedy tak siadasz i kiedy jestem blisko. Nie pozwolę ci się zwolnić. - W końcu wtopił swoje usta w moje, nie pozostawałam mu dłużna. Wplotłam palce w jego włosy oddając pocałunek równie namiętnie. Kiedy poczułam jego ręce na swoich biodrach przeszły mnie ciarki, zrobiło się gorąco, jednak on przerwał tą cudowną chwilę. Popatrzyłam na niego niezadowolona.
- Też lubię kiedy jesteś blisko. Tak blisko jak przed chwilą. - Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Nie rób takiej niezadowolonej miny kochana. Naprawdę muszę iść do pracy. - Powiedział przeczesując moje włosy.
- Daj mi 15 minut. Też chcę popracować. - Uśmiechnęłam się i poszłam się umyć, ubrałam się w jakieś rzeczy, które dostałam od Nika. Poprawiłam włosy i wróciłam do niego. Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem, też był już gotowy do wyjścia.
- Wyglądasz pięknie Caroline. - Wyznał to tym swoim magnetyzującym akcentem.
- Dziękuję. - Podszedł do mnie i chciał pocałować, ale odsunęłam się. - E e e. Coś ty, spóźnimy się do pracy.
- Słuszna uwaga. - Zaśmiał się, z wielką gracją otworzył mi drzwi. Udaliśmy się do firmy. Jak zwykle nuciłam pod nosem piosenki w samochodzie. Niklaus co jakiś czas spoglądał na mnie z uśmiechem. W momencie kiedy weszliśmy do firmy każdy z nas zajął się swoimi obowiązkami. Zrobiłam kawę dla Nika i zaniosłam mu ją, postanowiłam też zrobić jedną dla Elijah. Jego asystentka była na chorobowym, a kawa by się przydała. Zapukałam i weszłam do środka. Mężczyzna, wyjrzał na mnie z pomiędzy kartek papieru, uśmiechnął się.
- Wejdź Caroline, miło mi cię widzieć. Coś ważnego cię sprowadza? - Zawsze mówił takim ciepłym i serdecznym głosem.
- Coś bardzo szczególnego. Kawa dla mojego szefa . - Uśmiechnęłam się stawiając filiżankę na biurku.
- Jesteś nieoceniona. Może usiądziesz? Chwila przerwy nikomu nie zaszkodzi. - Uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech, siadając dość niepewnie.
- Dziękuję za wczorajszy wieczór bawiłam się świetnie.- Skinęłam głową.
- To raczej ja dziękuję. Uratowałaś przyjęcie i zaimponowałaś wszystkim. - Dzieci są tobą oczarowane.
- Masz cudowne dzieci. Już miałam propozycje matrymonialne od Kola. - Zaśmiałam się
- Tak, jest podobny do Niklausa. Bezpośredni taki. - Zaśmialiśmy się równo a do pomieszczenia wszedł Klaus a za nim Rebekah.
- Tu jesteś! - Krzyknęła w wejściu, zaraz potem podchodząc do mnie i dając mi buziaka w policzek. Klaus stanął za mną, kładąc mi ręce na ramionach, machinalnie uśmiechnęłam się.
- Ciebie też miło widzieć. - Upomniał się najstarszy z nas. Blondynka tylko przewróciła oczami i przywitała brata, zajmując zaraz jego prezesowy fotel.
- Rebekah i Haley zaplanowały wyjazd. - Westchnął Klaus.
- Ja to miałam mówić. - Oburzyła się. - Chodzi o to, że nasza czwórka do tego Haley, Elena czy jak jej tam, Damon drugi brat Caroline jedziemy na dzisiaj do domku nad jeziorem. Na kilka dni.
- Ten domek do, którego mnie porwałeś? - Spojrzałam na mojego partnera, a on i jego brat się uśmiechnęli.
- Nik widzę, że nie marnowałeś czasu. Ale koniec z głupotami. Co wy na ten pomysł. - Rebekah była dość głośną osobą, więc zatkałam trochę ucho.
- Muszę przyznać że pierwszy raz ty i moja żona wpadłyście wspólnie na dobry pomysł. - Wszyscy spojrzeli na mnie jakby to do mnie należał ostateczny werdykt. Spojrzałam na każdego z osobna.
- Dobrze niech będzie. - Przewróciłam oczami wstając.
- Na co czekacie? Nik zawieź ją do domu i spotykamy się na miejscu. - Zarządziła Bekah.
Nie mieliśmy wyjścia musieliśmy jej posłuchać. Wszyscy się rozeszliśmy Klaus zawiózł mnie do domu, żebym się spakowała. Damona już nie było zostawił mi tylko kartkę z informacją, że spotkamy się nad jeziorem. Westchnęłam i poszłam się spakować. Wykąpałam się. Założyłam legginsy i dłuższą bluzkę. Po kilku godzinach przyjechał mój chłopak. Wpuściłam go do środka.
- Jesteś gotowa? - Zapytał uśmiechając się.
- Jestem. - Zarzuciłam mu ręce na szyje. - Jesteśmy sami wiesz...
- Miałem taką nadzieję. - Pocałował mnie namiętnie. Małymi krokami weszliśmy do salonu. Miałam na niego wielką ochotę.
- Cieszę się że już jesteś. - Powiedziałam pomiędzy pocałunkami. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Poczułam jego usta na swojej szyi odchyliłam głowę w tył, wplatając palce w jego włosy. Chciałam aby ta chwila trwała jak najdłużej. W kilka sekund pozbawiliśmy się ubrań. Znaleźliśmy się na kanapie oddając się sobie na wzajem. Po wszystkim leżeliśmy przytuleni.
- Jesteś taka piękna. - Szepnął całując mnie. Zamruczałam tylko.
- Musimy jechać. - Westchnęłam. On skinął tylko głową. Szybko się ubraliśmy i ruszyliśmy w drogę. To wszystko było dla mnie jak sen. Sen z, którego nie chciałam się budzić. Zakochałam się w najwspanialszym człowieku na świecie. Oczywiście dojechaliśmy ostatni. Przywitała nas Rebekah podająca nam idealnie przygotowane drinki. To był początek cudownego weekendu. Uśmiechnęłam się szeroko i zaczęliśmy się witać ze wszystkimi.
Przepraszam za taką długą przerwę i za nudny rozdział. Ale miałam trochę problemów a później brak weny. Ale postaram się poprawić. Następny rozdział będzie dłuższy i ciekawszy, a przede wszystkim pojawi się prędzej. Buziaczki czytelnicy. Niedługo pojawi się nowy rozdział i nowe opowiadanie.
Każdy zasługuje na miłość i odrobinę szczęścia
Real Love
czwartek, 13 lutego 2014
wtorek, 19 listopada 2013
Rozdział 4.
Caroline:
Wróciłam do domu, aby uszykować się na bal. Nie powinnam
się zgadzać żeby Klaus kupował mi sukienkę, ale się uparł. Spojrzałam na
zegarek, zostało mi mało czasu, więc musiałam się pośpieszyć, szybki prysznic,
upięcie włosów wyraźny, ale nie zbyt mocny makijaż. To zajęło mi dwie godziny
ubrałam się w sukienkę od Mikaelsona i zeszłam na dół, Damon miał na sobie
gustowny smoking.
- Dokąd się wybierasz? – Zapytałam zainteresowana.
- Elena przyniosła zaproszenia na imprezę charytatywną,
leczy dzieci Haley Mikaelson. – Wytrzeszczyłam oczy na niego.
- Czemu nic o tym nie wiedziałam? – Zapytałam
zastanawiając się nad tym w głębi ducha.
- Bo skojarzył to dopiero Stefan, wcześniej nie
opowiadała o pacjentach a ty też mało z nią spędzasz czasu ostatnio. – To
brzmiało jak wyrzut.
- Jest w tym trochę racji. Ale wiecie, że was kocham no
nie? – Uśmiechnęłam się przytulając się do bruneta.
- Rozumiem, że też się tam spotkamy? – Spojrzał na mnie
od stóp do głów. – Wyglądasz pięknie.
- Dziękuje, mogę ci śmiało przyznać, że jesteś tym
przystojniejszym z braci. – Zaśmiałam się.
- Stefanowi powiesz to samo prawda? – Uniósł zabawnie
brwi do góry.
- No może nie to samo, ale coś podobnego. – Oboje
zaczęliśmy się cieszyć. Usłyszałam dzwonek do drzwi wiedziałam, kto to, dlatego
pożegnałam się z brunetem i po prostu wyszłam. Nik stał przy samochodzie i
patrzył na mnie uśmiechając się. Powoli do niego podeszłam.
- Wyglądasz pięknie kochana. – Pocałował mnie w rękę, po
chwili zawiesił na niej brylantową bransoletkę.
- Dziękuję. – Spojrzałam na rękę. – Co to jest? Chyba
sobie żartujesz?
- Nie. Podoba ci się prezent? – Zadał pytanie jakby nie
wiedział, o czym mówię.
- Jest prześliczna, ale nie mogę jej przyjąć. –
Wsiedliśmy do samochodu.
- Dlaczego nie? – Drążył temat.
- Bo nie. To jest za drogie. Sukienka i teraz to. Zbyt
wiele tego. – Wzięłam głęboki oddech bo streściłam dech w piersiach.
- Oj daj spokój kochana. Chcę cię rozpieszczać. Dam ci
wszystko, co zapragniesz wystarczy, że mi na to pozwolisz. – Klaus miał bardzo
staroświeckie podejście do takich spraw jak właśnie zauważyła.
- Ale nie potrzebuje drogich świecidełek do szczęścia. –
Uśmiechnęłam się.
- Dobrze następnym razem kupię tanią. – Zażartował.
- Klaus, przestań mnie denerwować, bo ją zdejmę tak samo
jak sukienkę. – Miałam ochotę pokazać mu język.
- Dobrze, dobrze już nic nie mówię. – Uniósł rękę w
geście obronnym, zaczęłam się śmiać.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, miałam wrażenie, że to
zamek a nie dom. Wszystko było oświetlone, na podjeździe stało pełno samochodów.
Zaczęłam się stresować, nigdy nie chodziłam na takie imprezy. Klaus to zauważył
otworzył mi drzwi, chwycił za rękę.
- Kiedy będziesz chciała wyjść to mi od razu powiedz. –
Przejechał palcem po moim nosie.
- Spokojnie, będzie tutaj też Damon, Elena i Stefan. –
Byłam z tego zadowolona.
- Elijah mi dzisiaj o tym wspomniał. Mam nadzieję, że nie
będziesz się nudzić. – Weszliśmy do środka, od razu nas podbiegła dwója dzieci.
Dziewczynka od razu wskoczyła na ręce Nika.
- Czy to moje ulubione potworki? Ta mała dama to April a
ten przystojniak to Kol. Dzieci Elijah i Haley. – Przedstawił mi ich a oni
podali mi rękę.
- Jestem Caroline, pracuję z waszym ojcem i wujem. –
Uśmiechnęłam się do nich.
- Jesteś piękna. Skoro nie jesteś dziewczyną wuja Nika to
może wyjdziesz za mnie? – Zapytał Kol, rozśmieszyło mnie to.
- Być może. Wrócimy do tej rozmowy, kiedy będziesz miał
jakieś 20 lat – Odpowiedziałam.
- Idźcie do mamy. – Odesłał ich Klaus, a oni posłusznie
wykonali polecenie. – Dlaczego nie przyznałaś się, że jesteśmy razem?
- A jesteśmy? – Droczyłam się z nim.
- To zależy czy się na to zgodzisz? – Uśmiechnął się
szeroko, jednak nie odpowiedziałam wyciągnęłam go na środek parkietu. Zaczął
się pierwszy taniec. Był to walc. Najpiękniejszy taniec na świecie, taki
dystyngowany. Zauważyłam też Elijah z żoną, także moich braci z Eleną i z jakąś
blondynką.
- Co to za dziewczyna z Damonem. – Blondyn się rozejrzał.
- To moja siostra Rebekah. – Odpowiedział mi na ucho. –
Niedawno przyjechała tu z Paryża.
Klaus:
Ten wieczór zapowiadał się wyjątkowo. Caroline była takie
piękna, w każdym jej ruchu dostrzegałem grację. Była idealna pod każdym
względem. Jej temperament czasem mnie onieśmielał jak kol wiek to brzmi.
Straciłem dla niej głowę. Kiedy taniec dobiegł końca udaliśmy się do mini baru,
zamówiłem dwa razy Martini. Przyszedł do nas mój starszy brat a za nim Haley.
Przywitałem się z nią.
- Haley to Caroline, Caroline to Haley. – Przedstawiłem
je.
- Rezolutna asystentka. – Haley się uśmiechnęła i
wymieniły uścisk dłoni. – Miło mi cię poznać.
- Mnie również, tak sądzę. – Blondynka uśmiechnęła się
nieśmiało.
- Jakoś o mnie nikt nie pamięta. – Upomniała się o swoje
moja ukochana siostra.
- Jak to nie. To jest Rebekah, to Caroline. – Wskazał
Elijah. Dziewczyny również uścisnęły dłoń.
- Idealna talia, krągłe piersi. Szczupła pupa. Hmmm. –
Zaczęła wyliczać moja siostra.
- Rebekah. – Zaśmiałem się, Caroline chyba nie wiedziała,
o czym ona mówi.
- Jestem projektantką, zboczenie zawodowo. Nie myślałaś o
byciu modelką? – Zapytała prosto z mostu.
- Nie. Zdecydowanie nie. – Chyba wszyscy byli pod urokiem
panienki Forbes.
- Jeszcze zmienisz zdanie. – Uśmiechnęła się, po czym
wróciła do zabawy. Elijah i Haley też musieli iść zająć się gośćmi przyjąć
datki i takie tam. Znowu zostaliśmy sami.
- Moja siostra jest dość nieprzewidywalna. – Zwróciłem
uwagę na jej zachowanie.
- To jednak ma jakieś cechy po tobie. – Blondynka miała
tak zniewalający uśmiech, że nie mogłem przestać na nią patrzeć
- Nie odpowiedziałaś mi jeszcze… - Przyciągnąłem ją do
siebie.
- Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie, chciałeś żebym była
tylko twoją asystentką pamiętasz? – Szeroko się uśmiechała.
- A jeśli cię zwolnię? – Podobała mi się ta zabawa.
- To będę zrozpaczoną dziewczyną bez pracy. – Wzruszyła
ramionami, uwielbiałem blask w jej oczach. – Przepraszam muszę iść do toalety.
- Pokaże ci gdzie jest. – Chwyciłem ją za rękę i
zaprowadziłem ją do góry do jednej z łazienek. Postanowiłem poczekać na nią,
nie miałem ochoty zostawiać jej ani na sekundę. Chciałem czuć jej bliskość
przez cały czas. Kiedy wyszła uśmiechnąłem się szeroko. Podszedł do nas Elijah.
- Co się stało bracie? – Spojrzałem zaciekawiony.
- Muzycy się spóźniają, Haley jest zawiedziona nie wiem,
co mam zrobić. – Był bezradny.
- Ile się spóźnią? – Odezwała się Caroline.
- Nie wiemy 15 min może dłużej. Mieli być dwie godziny
temu, ludzie zaczynają ziewać niektórzy wychodzą.
- Komputer, podłączcie na scenie do głośników. Mikrofon
jest? – Zarządzała jak prawdziwa szefowa.
- Jest. – Odpowiedział mój brat. – Co planujesz?
- To proste ja zaśpiewam. – Była z siebie dumna.
- Ty? – Odpowiedzieliśmy równo. Chyba nawet byliśmy w równym
szoku.
Zrobiliśmy wszystko to, o co prosiła. Kiedy wyszła na
scenę, staneliśmy z rodzeństwem i z Haley w ciszy. Właściwie to wszyscy stali w
osłupieniu i patrzyli tylko na nią. Kiedy zaczęła śpiewać nie mogłem wyjść z
podziwu, była chyba wachlarzem talentów. Zaśpiewała Enternal Flame. Każdy na
Sali miał rozmarzony wzrok. Gdy skończyła śpiewać znaleźli się muzycy. Cała
sala klaskała właśnie dla tej kruchej kobiety.
- Cholera jest idealna. – Poklepała mnie po ramieniu
Rebekah.
- To prawda, chyba jestem w stanie ją polubić. –
Uśmiechnęła się Haley.
Zanim Caroline wróciła do mnie rozmawiała ze swoją
rodziną, widać było, że duma ich przepełnia. Chyba uszczęśliwiło ją to. Wezwały
mnie obowiązki, kilku naszych klientów było na imprezie, musiałem się nimi zająć.
Caroline:
To było świetne uczucie, ostatni raz, kiedy śpiewałam
przed kimś to było w podstawówce. Przez chwilę rozmawiałam z moimi bliskimi.
Jednak oni już wychodzili, tzn. Elena i Stefan. Damon ciągle bawił się z
Rebeką. Zastanawiało mnie to. Byle by go nie skrzywdziła. Podeszłam do baru i
zamówiłam kolorowego drinka.
- Piękna kobieta z takim głosem sama przy barze? –
Zapytał mnie ciemnoskóry mężczyzna.
- Czasem każdy potrzebuje chwili dla siebie.
–Odpowiedziałam mu spoglądając na niego.
- I do tego inteligentna. – Cały czas się uśmiechał.
- Może po prostu pyskata, nie możesz po jednym zdaniu,
jakie ode mnie usłyszałeś stwierdzić, że jestem inteligentna. – Stanęłam
przodem patrząc na rozmówcę.
- Jestem… - Zaczął, ale nie dokończył.
- Marcel. – Wydusił Klaus, który widocznie był zdenerwowany
jego obecnością. – Co ty tu robisz?
- Pomagam Haley w fundacji i chyba pomogę twojej siostrze
w prowadzeniu jej firmy. Zaprosiła mnie. – Co chwilę spoglądał na mnie. – A ta
piękna dama to, kto?
- Caroline Forbes, moja… - Urwał na chwilę.
- Partnerka. – Uśmiechnęłam się chwytając Nika za rękę on
również się uśmiechnął.
- Nie mówiłaś, że jesteś z kimś. – Odpowiedział Marcel.
- To ty od razu założyłeś, że jestem sama. – Spojrzałam
na mojego towarzysza. – Czy możemy się przejść?
- Oczywiście. – Wyszliśmy na zewnątrz i przechadzaliśmy
się po dużym ogrodzie.
- Co to za typek? – Zapytałam jak tylko usiedliśmy na
ławce.
- Kiedyś był moim przyjacielem, miał być świadkiem na
moim ślubie. Na kilka dni przed ślubem przyłapałem go w łóżku mojej narzeczonej.
To był burzliwy koniec długiego związku i przyjaźni. – Byłam w szoku. Wstałam.
- Ale dupek jak można zrobić coś takiego komukolwiek. Ja
mu zaraz pokaże. – Chwyciłam dół sukienki i już chciałam iść, lecz Mikaelson
mnie powstrzymał.
- Caroline daj spokój. – Spojrzał mi w oczy z uśmiechem.
– To już nie ma znaczenia odkąd pojawiłaś się ty.
- Co masz na myśli? – Nie do końca go rozumiałam.
- To, że teraz ty jesteś najważniejsza. Zakochałem się w
tobie Caroline Forbes. Przeszłość nie istnieje. Jesteśmy tylko my. – Przycisnął
mnie do siebie. Kolana normalnie mi miękły.
- Jeżeli to kłamstwo, to nigdy więcej nie mów mi prawdy.
– Zamknęłam oczy i nie czekając na nic dłużej pocałowałam go. Chciałam mu
przekazać wszystkie uczucia, jakie siedzą gdzieś we mnie, zauroczenie, radość,
ekscytacja, strach przed niepowodzeniem. To wszystko, co chciałam mu dać w
jednym krótkim pocałunku. To, co się działo było jak obłęd. Wzięłam głęboki
wdech i nieśmiało spojrzałam mu w oczy. Przytulił mnie, a po kilku sekundach
założył na mnie swoją marynarkę.
- Masz zimne ramiona.- Zauważył.
- Nie jest mi zimno. – Uśmiechnęłam się szeroko, zaczęliśmy
iść w stronę budynku, trzymając się za dłonie.
- Wolę dmuchać na zimne. Nie chcemy żebyś zachorowała i
siedziała w domu pod kołdrą. – Wyliczał, miałam wrażenie, że może tak bardzo
długo.
- Tak, chyba, że byś się mną zajął podczas choroby. –
Spojrzałam w jego oczy, które doskonale odbijało światło księżyca i gwiazd,.
- Wiesz, że bardzo chętnie bym to zrobił, jednak mam też
sporo do roboty we firmie. – No tak i wróciliśmy w tym momencie na ziemię.
Pożegnaliśmy się z domownikami i wsiedliśmy do samochodu
Klaus prowadził. Nie zawiózł mnie jednak do siebie tylko pod jakiś wieżowiec,
spojrzałam na niego podejrzliwie. Byliśmy u niego. Wjechaliśmy windą jego
apartament był na samej górze 22 piętrowego budynku. Wszystko było otwierane na
kartę. Byłam pod wrażeniem. Po wejściu do środka widok mnie zachwycił.
Mieszkanie było przestronne, nowoczesne, ale klasyczne. Było takie
funkcjonalne, zachowane w idealnym porządku. Podeszłam też do okna, zamiast
zgiełku Nowego Yorku czułam magię. To miasto wyglądało tak pięknie nocą.
- Jak ci się podoba? – Objął mnie w tali od tyłu,
układając brodę na zagłębieniu mojej szyi.
- Piękne. – Spojrzałam na zegarek, było grubo po północy.
Odsunęłam się o kilka kroków, szukając czegoś w torebce.
- Czego szukasz kochana? – Spytał mnie z nieukrywaną
ciekawością.
- Telefonu. Muszę zadzwonić po taksówkę. – Uśmiechnęłam się
a on zabrał mi torebkę odkładając ją na kanapę, chwycił za brodę spoglądając
głęboko w moje oczy.
- Zostań ze mną. – Poprosił.
- Nie mogę. Spotkamy się jutro, ale musze już wracać. – Westchnęłam
też nieco zawiedziona.
- Dlaczego? – Drążył temat.
- Ponieważ Damon znowu będzie świrował. – Podałam mu
tylko jeden z moich powodów.
- Zadzwoń do niego. Tutaj jest zasięg. – Uśmiechnął się
cwaniacko, ten uśmiech lubiłam najbardziej.
- Dobrze, ale spójrz na mnie… - Rozłożyłam ręce a on się
przyglądał. – Jestem w sukni balowej nie mam, w co się przebrać.
- Właśnie mi się coś przypomniało. – Zasłonił mi oczy
swoimi dłońmi i gdzieś poprowadził. Kiedy odkrył moje oczy zobaczyłam kilka
pudeł i dwie torby. W pudłach były buty, trampki, półbuty, sandały w torbach
były legginsy i tuniki. W ostatniej zaś torbie było kilka kompletów bielizny.
Spojrzałam na chłopka zszokowana.
- Nik co to jest?
- Po naszych zakupach dzisiejszych postanowiłem kupić ci
kilka rzeczy, mając cichą nadzieję, że się przydadzą. – Patrzył na mnie z
uczuciem w oczach niczego takiego wcześniej nie widziałam.
- Nie wykluczam takiej możliwości. – Zaśmialiśmy się
oboje, Klaus wskazał mi łazienkę dał ręcznik i jedną ze swoich koszul do
spania. Szybko się uwinęłam z toaletą i wróciłam do niego ubrana w bieliznę i
jego koszulę zapiętą na kilka guzików. Jak zauważyłam on także był już wykąpany.
Podał mi whisky z lodem. Usiadłam na łóżku opierając się o ramę, po chwili
Klaus był obok mnie.
- Dziękuję ci za wszystko. – Wyszeptałam. Chyba byłam
nieco skrępowana.
- To ja ci dziękuję. Kochana. – Powiedział nieco głośniej
całując mnie w czoło. Mikaelson objął mnie i włączył jakiś film. Napisałam
sms`a do Damona, że wrócę rano. Wtuliłam się w goły tors Klausa i zasnęłam.
środa, 13 listopada 2013
Rozdział 3.
Klaus:
Obudziłem się na kanapie, w ramionach trzymałem Caroline
jeszcze spała. Uśmiechnąłem się patrząc na jej słodką twarz o delikatnych
rysach. Mógłbym tak tkwić godzinami uczucia, które odpychałem przez kilka lat
ona rozbudziła w tydzień, co za kobieta. Chciałem wstać, lecz bałem się ją
obudzić. Wziąłem głęboki oddech wciągając zarazem Świerzy zapach Caroline.
Mogłem przyznać, że po raz pierwszy czuje coś takiego, nie miałem zamiaru tego
ukrywać. Już nie.
- Dlaczego mi się przyglądasz?- Zapytała znienacka otwierając
oczy.
- Bo jesteś piękna. – Odpowiedziałam delikatnie całując
ją w czoło.
- Oj przestań. – Powoli się podniosła przeczesując ręką
włosy. – Musimy wracać.
- Nie odbieraj mi przyjemności bycia z tobą. – Zrobiłem minę
zbitego psa mając nadzieję, że zgodzi się zostać.
- Jak wiesz mam dwóch braci, którzy są bardzo opiekuńczy
i już pewnie próbują wezwać policję i wszcząć poszukiwania mnie w całym kraju. –
Uśmiechnęła się nareszcie.
- Dobrze skoro tego właśnie chcesz to zgoda. Najpierw
jednak napijemy się kawy. – Wstałem udałem się do kuchni w celu zaparzenia
kawy. Caroline związała włosy i wyszła na taras. Podobało jej się to miejsce,
widziałem to w jej oczach. Uśmiechała się, była taka naturalna i realna. Cały
czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Kiedy kawa się zaparzyła nalałem do niej
mleka swoją osłodziłem a blondynki nie, wiedziałem, jaką kawę pije, co rano.
Zaniosłem je na taras i postawiłem na murowanym parapecie. Stanąłem za Forbes
obejmując ją w pasie.
- Tu jest pięknie. – Powiedziała z entuzjazmem w głosie.
- To prawda. Ale kiedy ty tu jesteś jest jeszcze
piękniej. – Napiłem się łyka kawy nie puszczając jednak mojej towarzyszki.
- Oh przestań już, dość tych komplementów. – Zaśmiała się.
- Lubię to robić. A poza tym zasłużyłaś na nie. – Musnęła
ustami mój policzek. – Może jednak zostaniemy?
- Może kiedyś. Teraz naprawdę musimy wrócić te czubki na
pewno odchodzą od zmysłów. Jak wrócę do domu to mnie zabiją za brak informacji.
- Dobrze kochana. Chodźmy, więc. – Pocałowałem ją w rękę,
zebraliśmy się i wyjechaliśmy. Przez dłuższy czas nikt nic nie mówił,
słuchaliśmy muzyki lecącej z radia. Caroline prawie każdą piosenkę nuciła
gdzieś pod nosem.
- Czemu znowu to robisz? – Spojrzała na mnie z otwartymi
jak szeroko oczyma.
- Ale co ja robię. - Zaśmiałem się ironicznie.
- Gapisz się, wlepiasz we mnie te swoje oczy. Jestem
brudna czy co? – Była zdenerwowana, ale śmiała się.
- Nie po prostu podziwiam twój talent muzyczny. –
Uniosłem brew do góry.
- Mam jeszcze wiele talentów, o których nie wiesz. – Jak zwykle
pyskata.
- W to akurat nie wątpię, jednak mam nadzieję, że
odkryjesz je przede mną kiedyś. – Uśmiechnąłem się już dzisiaj chyba po raz
setny, co ona ze mną robiła. Jechaliśmy rozmawiając i żartując właściwie o
niczym. To był mile spędzony czas. Szkoda tylko, że trak krótko. Ale to jest
wszystko do nadrobienia. Odwiozłem ją pod sam dom.
- No pięknie samochód Stefana i radiowóz. – Wzięła głęboki
oddech, kręcąc głową.
- Miałaś rację. Jesteś ważna w ich życiu. – Pocałowałem ją
delikatnie w usta, ona odwzajemniła pocałunek, wymknęła się szybko.
- Do zobaczenia. – Wysłała mi pocałunek a ja uśmiechnąłem
się i poczekałem aż wejdzie. Wtedy mogłem spokojnie pojechać do domu.
Caroline:
Co oni najlepszego nawywijali. Jak mogli zadzwonić od
razu na policje. Fakt mój błąd, bo nie skontaktowałam się z nimi. Pewnie sama
bym wpadła w panikę gdyby zniknęli bez znaku życia. Chociaż to nie zmienia faktu,
że byłam szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Nie wiedziałam czy mam brać, Nika na
poważnie czy też nie jednak, jeśli ma to wszystko trwać tylko kilka chwil niech
trwa. Uśmiechnęłam się do siebie wchodząc do domu. Stefan siedział na fotelu a
Damon jak zwykle krążył nerwowo po salonie, dwóch policjantów spisywało
zeznania. Stanęłam w progu salonu zakładając ręce na piersi.
- Co się stało? – Zapytałam.
- Caroline zaginęła. – Powiedział Damon a kiedy
uśmiechnęłam się stanął jak wryty.
- A Pani to, kto? – Zapytał jeden z policjantów.
- Ja jestem Caroline Forbes. – Przedstawiłam się, Stefan
podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Wiesz jak się martwiliśmy? – Wydusił Stefan. Zaczęło
się.
- Czy nie powinniście rozpoczynać poszukiwań po 24
godzinach? – Zapytałam policjantów.
- Wyszłaś o 8 a jest 14. Nie było cię 30 godzin. –
Wyliczył Damon.
- Chyba na nas pora, prosimy następnym razem dokładnie
sprawdzić wszystkie okoliczności zaginięcia. – Zwrócił się do chłopaków
funkcjonariusz, następnie wyszli.
- Coś ty sobie myślała, co? – Podszedł do mnie Damon.
- Telefon mi wysiadł. Nie miałam jak się do was odezwać. –
Zaczęłam się tłumaczyć.
- Dobrze, a gdzie byłaś? – Zadał niewygodne pytanie
Stefan.
- W pracy. Oglądaliśmy z Klausem miejsce o 300 kilometrów
oddalone od Nowego Yorku, spaliśmy w hotelu. – W sumie nie kłamałam zupełnie.
Po prostu nie chciałam ich martwić.
- W hotelu nie ma telefonów? – Zapytał brunet.
- Nie w tym, to hotel dla snobów, którzy chcą odpocząć od
świata. Tam nawet telewizorów nie było. – Teraz to już kłamałam jak z nut. Widziałam,
że mi nie uwierzyli.
- Jeszcze raz taki numer zrobisz a ściągniemy tu całe FBI
żeby cie szukało. – Zarządził Damon.
- Oczywiście kapitanie. – Przytuliłam najpierw starszego
a później młodszego Salvatore. – To, co dzisiaj robimy.
- Idziemy potańczyć. – Wspomniał Stefan, nie lubił tańczyć,
ale poświęcał się dla mnie i dla Eleny.
- Świetny pomysł idę się uszykować. Ty, Damon zrób obiad
a Stefan pojedzie po Elenę i pojedziemy stąd. – Uśmiechnęłam się do nich jak
umiałam najszerzej. Wymknęłam się do góry, zostawiając ich w zastanowieniu.
Wzięłam długą kąpiel, co chwilę dopuszczając sobie gorącej wody. Moje myśli
krążyły jedynie przy Klausie. Był taki ciepły. Kiedy go poznawał wydał mi się
szorstki a jego serce było jak kamień, teraz widzę w nim ciepłego i czułego
mężczyznę. Czy chyba nie będę umiała pracować z nim, nie chce żeby praca
popsuła coś w tym szalonym uczuciu, które pojawiło się tak nagle. Muszę jednak
spróbować połączyć obie te sprzeczne rzeczy ze sobą. Wyszłam z wanny,
wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Ubrałam się w dres szykując ubrania na
później. Zeszłam na dół, gdy zawołał mnie Damon.
- Coś się stało? – Zapytałam.
- Słuchaj mała. Znam cię nie od dzisiaj i wiem, że coś
jest nie tak. – Spojrzał mi w oczy.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Kłamałam, znowu.
- Caroline znam cię od dziecka wiem, kiedy kłamiesz.
Zakochałaś się? – Tracił chyba cierpliwość.
- Nie wiem. Byłam z Klausem. Zjedliśmy kolację,
rozmawialiśmy i zasnęliśmy to wszystko. – Wzruszyłam ramionami niby obojętnie.
- Martwię się o ciebie to wszystko. Nie chcę żebyś
cierpiała to wszystko. – Przytulił mnie.
- Wiem, ale od tego jest życie. Żeby popełniać błędy i je
naprawiać. Zaufaj mi. – Uśmiechnęłam się.
- Tobie ufam, światu nie. Chodź zrobiłem twoje ulubione danie.
– Zaciągnął mnie do jadalni.
- Zrobiłeś Spaghetti. – Uśmiechnęłam się. Usiedliśmy do
stołu i zjedliśmy. Oczywiście nie obyło się bez rzucania makaronem. Stół był
cały w makaronie. Śmiałam się głośno.
- I kto to teraz posprząta. – Zapytałam.
- Ty… Ja idę się wykąpać. – Rzuciłam w niego ścierką.
- Świnia. Wstałam i zaczęłam sprzątać, kiedy już uporałam
się z tym chlewem to usiadłam na kanapie popijając piwo.
- No proszę już zaczynasz? - Spojrzał na mnie brat, kiedy ja zaczynałam się
malować.
- Chciało mi się pić. – Pokazałam mu język, robiło się
już późno. W końcu przyszedł mój drugi brat i moja przyjaciółka, uściskałam ją
mocno.
- To gdzie dzisiaj idziemy? – Zapytałam ciekawa.
- Do tego nowego klubu, o którym czytałaś. –
Zaświergotała Elena.
Wypiliśmy kilka drinków i wyszliśmy, pojechaliśmy
taksówką pod lokal i weszliśmy udało się ominąć kolejkę. Z Eleną wypiłyśmy po
kamikadze i udałyśmy się na parkiet, aby zaszaleć. Chłopcy nam się przyglądali,
Stefan dołączył do swojej dziewczyny w tańcu a ja wmieszałam się w tłum. Przyczepił
się do mnie jakiś koleś i chwytał mnie za biodra, kiedy się odsuwałam on
podążał za mną. Stał się jak rzep. Miałam dość. Zostawiłam go i poszłam się
napić do baru.
- Martini. Wytrawne. – Zamówiłam i oparłam się o blat.
- Cześć maleńka. – Pojawił się ten sam facet, od którego
uciekłam. Oh nie.
- Czego chcesz, myślałam że dałam ci jasno do zrozumienia
żebyś trzymał się z daleka. – Spiorunowałam go wzrokiem w nadziei, że pójdzie
sobie.
- Wydaje mi się, że jednak chciałaś, żebym przyszedł tu
za tobą. Uwodziłaś mnie swoim tańcem. – Był nieźle nawalony. Zaczynałam się go
trochę bać.
- Pomyliło ci się coś. – Chciałam odejść, ale on chwycił
mnie za ramię i mocno przycisnął do siebie.
- Uspokój się maleńka, chce tylko pogadać. – Powiedział mi
do ucha, po czym musnął moją skórę na szyi swoimi ustami.
- Puszczaj, to boli. – Wyrywałam się, a on zaciskał
uścisk.
- Puść Panią, jeśli o to prosi. – Usłyszałam głos zza
sobą. Ten cudowny melodyjny akcent. Wolałam nie odwracać głowy. Nie chciałam
napotkać jego wzroku.
- A co ty jesteś jej ochroniarz? – Zapytał z kpiącym
uśmieszkiem.
- Być może nic ci do tego. – Powiedział Klaus, po czym w
jakiś sposób odepchnął natręta. Już widziałam wściekłość w ich oczach, zaraz
się na siebie rzucą. Stanęłam pomiędzy nimi, jednak w ataku furii ktoś mnie
odepchnął. Upadłam na ziemię. Przybiegł Damon i chwycił Klausa, aby go
odciągnąć tego drugiego człowieka chwycił Stefan. Elena podeszła do mnie
oglądając moją twarz.
- Będzie trzeba to szyć. – Wymamrotała. Dopiero teraz
poczułam ból. Znowu miałam rozbity łuk brwiowy nawet nie wiem jak to się stało.
Ochroniarze wyrzucili napastnika, my wyszliśmy sami. Okazało się że przed
wejściem stal Elijah, który kończył właśnie rozmowę przez telefon.
- Co mnie ominęło? – Zapytał patrząc na nas.
- Wiesz dzień, jak co dzień. Nie mogę zasnąć, jeśli się w
nic nie wpakuje, nic, co zagraża mojemu bezpieczeństwu oczywiście. –
Uśmiechnęłam się trzymając się za brew. – To moi bracia, Damon i Stefan. Elena
moja przyjaciółka, a to Klaus i Elijah moi szefowie. – Przedstawiłam każdego po
kolei oni wymienili się uprzejmościami.
- Caroline jedziemy do szpitala. – Wymamrotał Damon.
Chyba było mu przykro.
- Nie trzeba. – Odpowiedziałam. Nie cierpiałam lekarzy i
szpitali.
- Ja ją zawiozę. – Zgłosił się na ochotnika mój
przełożony. Klaus spojrzał na niego.
- Ale ja nie chce. Nie rozumiecie. – Rozejrzałam się na
wszystkich zebranych. Damon wpakował mnie do samochodu.
- Wezmę jej rzeczy i przyjadę do szpitala. – Skinął głową
brunet, zdradził mnie.
- Dziękujemy za pomoc. – Wspomniała Elena. Bracia
Mikaelson wsiedli do przodu. Spojrzałam na nich.
- Super odstawicie mnie kilka ulic dalej a ja wrócę
taksówką. – Już się ucieszyłam.
- Nic z tego kochana. Jedziemy do lekarza. – Odwrócił się
w moją stronę Klaus. Spojrzałam błagalnie na kierowcę.
- Twój wzrok nie działa. – Wzruszył ramionami. – To dla
twojego dobra. Co właściwie się stało.
- Klaus się pobił z jakimś pijanym gościem i chciałam ich
rozdzielić. – Powiedziałam niezadowolona.
- To nie było tak. On przyczepił się do Caroline w dość
natrętny sposób. Pomogłem jej. Wiesz bracie, że bez ważnego powodu nie bije
się. – Wzruszył ramionami zadowolony.
- Nie rozumiem, co cię tak bawi. – Burknęłam.
- Jesteś naprawdę słodka, gdy się denerwujesz. – Miał szeroki
uśmiech na twarzy, gdy to mówił.
- Przestańcie zachowywać się jak dzieci. – Upomniał nas,
Elijah chociaż sam miał ubaw z tego. Kiedy wyszłam z samochodu nogi się pode
mną ugięły zakręciło mi się w głowie. Myślałam, że upadnę, ale Nik wziął mnie
na ręce. Przed nami szedł starszy Mikaelson i poprosił lekarza, usiedliśmy w
poczekalni, jednak nikt nie przychodził.
- Co jest z tymi ludźmi? – Zastanawiał się Elijah. –
Mogliśmy jechać do prywatnego szpitala.
- Przepraszam bardzo mamy tu brew do szycia, dziewczyna
się wykrwawi zaraz. – Zawołał blondyn. Dopiero wtedy przyszła pielęgniarka i
zabrali mnie do szycia.
Klaus:
Biedna dziewczyna w ciągu dwóch dni dwa razy rozcięła
brew. Tym razem to nie wyglądało najlepiej. Mocno krwawiła. I do tego ta utrata
równowagi. Szkoda, że nie mogłem pomóc jej wcześniej. Gdybym szybciej ją
zauważył nic takiego by się nie stało. Miałem zaczerwieniony policzek, ale to
wszystko. Spłukałem twarz zimną woda i wróciłem do brata.
- Ma talent do pakowania się w kłopoty. – Uśmiechnąłem się.
- To widzę, ale ty chyba masz talent do pomagania tej dziewczynie,
co? – Spojrzał na mnie wzrokiem typu A NIE MÓWIŁEM.
- Ty zrobiłbyś to samo. – Uniosłem brew do góry nie spuszczając
z niego wzroku. W poczekalni pojawił się Damon.
- Gdzie Caroline? – Zapytał.
- Szyją ją. – Odpowiedziałem.
- Słuchaj doceniam, że jej pomogłeś, ale jeśli ją
skrzywdzisz to cię zabije rozumiemy się. – Mówił wszystko z ironicznym uśmieszkiem.
Mój brat wstał, nie lubił jak ktoś tak się zwraca do jego rodziny.
- Tak rozumiem i mógłbym to powiedzieć każdemu, kto
będzie chciał się do niej zbliżyć. – Wstałem patrząc mu w oczy. Skinąłem na
brata to była pora na nas. Wyszliśmy. Podejrzewam, że zatrzymają Care na
jakiejś obserwacji lub czymś takim.
- Co między wami zaszło? – W końcu zadał to pytanie mój
brat.
- Spędziliśmy ze sobą miły wieczór i tyle. To dziewczyna
jest wyjątkowa. – Spojrzałem na niego.
- To prawda. Szybko otworzyła twoje serce. Zaczynałem wątpić,
że to jest możliwe. – Uśmiechnął się dumnie.
Odwiózł mnie do domu, jedyne o czy marzyłem to położyć
się spać. Rano wstawiłem się w pracy, Caroline nie było. Dobrze, powinna wziąć
wolne i odpocząć. Po chwili usłyszałem pukanie. Do gabinetu weszła blondynka z
kawą. Podeszła do biurka a ja wziąłem ją za rękę. I przyciągnąłem do siebie
wstając.
- Pokaż to. – Miała zszytą brew. Martwiłem się o nią.
- To nic takiego. – Wzruszyła ramionami. – Za dwa dni
ściągnął mi je i po problemie.
- Jak się czujesz? – Pogłaskałem ją po policzku.
- Jak nowonarodzona. Dzwoniło kilka osób, aby potwierdzić
spotkania. – Oznajmiła zadowolona.
- Odwołaj je wszystkie. Mam tu kilka papierów do
podpisania. – Dziewczyna coś trzymała z tyłu. – Co tam masz.
- Nic ważnego. – Kłamała widziałem to w jej oczach.
- Daj mi to. – Wyciągnąłem rękę a ona dała mi gazetę. Artykuł ze zdjęciami z klubu i ona wychodząca ze szpitala. Widniał tam wielki nagłówek: Nowa zabawka Mikaelsona, wybawiona z kłopotów. – Stek bzdur, pozwę ich jeszcze dzisiaj.
- Daj mi to. – Wyciągnąłem rękę a ona dała mi gazetę. Artykuł ze zdjęciami z klubu i ona wychodząca ze szpitala. Widniał tam wielki nagłówek: Nowa zabawka Mikaelsona, wybawiona z kłopotów. – Stek bzdur, pozwę ich jeszcze dzisiaj.
- Daj spokój sam mówisz, że to bzdury. – Uśmiechnęła się
minimalnie. Nie mogłem dłużej wytrzymać i objąłem ją.
- Nie jesteś żadną zabawka. – Spojrzałem w jej oczy.
- Wiem inaczej byś mnie nie bronił tak zaciekle. –
Usiadła na biurku i zaczęła dzwonić i odwoływać spotkania, w tym czasie
podpisałem papiery. – No i co będziesz robić.
- Zabieram cię na wycieczkę. – Chciałem spędzić z nią
czas i to dużo.
- Czy będzie tam zasięg i nie będę miała szans się
utopić? – Zaśmiała się.
- Nie to bezpieczne miejsce.
Zabrałem ją do centrum handlowego. Chciałem zrobić coś
miłego dla niej, weszliśmy do sklepu z sukienkami. Spojrzała na mnie pytająco.
- Co my tu robimy.
- Musimy kupić ci
sukienkę. Dzisiaj wieczorem jest bal charytatywny, który urządza Elijah ze
swoją żoną. – Poprawiłem kosmyk jej włosów. Spędziliśmy tam kilka godzin, w końcu wybrała tą najlepszą. Wyglądała jak księżniczka. Uśmiechnąłem się
pod nosem, zabrałem ją na obiad a później odwiozłem do domu, wróciłem aby
uszykować się na dzisiejszą uroczystość.
wtorek, 5 listopada 2013
Rozdział 2.
Caroline:
Pierwsze dni mojej pracy minęły szybko. Właściwie moja
praca polegała, na chodzeniu za Klausem i notowanie wszystkiego, co mi powie.
Mikaelson był denerwujący i ironiczny, w przeciwieństwie do swojego brata,
Elijah`a cechował taki spokój i wieczne opanowanie. Byli jak Damon i Stefan
tylko trudniejsza wersja. Nawet z Damonem się widzę rzadziej, oni mają urwanie
głowy w firmie, a ja mam swoją prace. Rozmyślałam tak dopóki nie wyrwały mnie z
zadumy krzyki mojego przełożonego.
- Caroline! – Chyba się zniecierpliwił. – Długo mam na
ciebie czekać.
- Idę, idę. – Wzięłam papiery, które przed chwilą
skończyłam drukować. Zaniosłam je do gabinetu, siadając na jego biurku z nogą
na nodze.
- Kochana , ile razy ci powtarzałem, żebyś tak nie
siadała. Dorosłe kobiety tak zazwyczaj nie robią. – Spojrzał na mnie tym swoim
srogim wzrokiem.
- Ale ja nie mówiłam że jestem dojrzała ani nic. Coś
jeszcze chcesz ode mnie? – Zapytałam wzruszając ramionami.
- Tak, proszę idź się przebrać. Jedziemy w teren. –
Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem.
- Bardzo zabawne, to może zrobię ci kawę. – Wstałam z
biurka i już miałam się wyrwać, kiedy zatrzymał mnie i podszedł do mnie.
- Nie żartowałem. – Wziął jakieś dokumenty i kluczyki.
Skrzywiłam się. Nie wiedziałam gdzie jedziemy.
- Poczekaj wezmę tylko torebkę. – Wzięłam torebkę i
telefon i wyszłam zaraz za nim. Kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu on cały
czas się uśmiechał?
- Co cię tak bawi? – Zapytałam w końcu zniecierpliwiona.
- Oj Caroline. Mówiłem żebyś przebrała. Tak jak mój brat
tłumaczył ci, że czasem trzeba pojechać w teren i powinnaś mieć coś na
przebranie. Ale nie słuchasz. Nie marudź, kiedy będziemy na miejscu. – Spojrzał
na mnie z tym swoim diabolicznym uśmiechem. Obejrzałam swój strój
- Nie będę. – Odparsknęłam podirytowana. Co może być tam
takiego strasznego, z czym bym sobie nie poradziła. Po chyba godzinie jazdy
dojechaliśmy da jakiegoś lasu, Nik przejechał przez las. W końcu się zatrzymał,
to była jakaś pusta polana po drugiej stronie lasu, a do tego bardzo wilgotna
polana, wysiedliśmy. Dyskomfort zniknął,
kiedy zobaczyłam to absolutnie magiczne miejsce. Odeszłam od samochodu.
- Co tu ma być? – Zapytałam z troską, że w tym miejscu
nie powstaną, magazyny albo jakiś market.
-Mój brat zlecił mi poszukiwania miejsca, w którym
zbudujemy dom dla naszej siostry. Rozumiesz, że jest to sprawia priorytetowa.
Jak podoba ci się to miejsce? – Zapytał wyciągając ramię w moją stronę,
chwyciłam go a wolną ręką zdjęłam buty.
- Rozumiem. To miejsce jest w pewnym sensie magiczne,
pełne pozytywnej energii. – Wzięłam głęboki wdech wciągając świeże powietrze.
- Mam nadzieję, że jej też się spodoba, przejdźmy się
kawałek. – Szliśmy prosto przed siebie, aż doszliśmy do małego, ale niezwykle
czystego jeziorka. Był też stary pomost. Założyłam szpilki.
- To też musicie wykupić, będzie miała prywatne jezioro.
– Puściłam go i weszłam na pomost.
- Caroline nie powinnaś tam wchodzić zwłaszcza w tych
butach. – Znowu mnie pomniał tym swoim poważnym tonem jednaj ja się nie przejmowałam.
Podeszłam do samego końca, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo deski są
przegnite. Najpierw szpilka utknęła mi pomiędzy deskami, kiedy wyszarpnęłam
nogę deski się połamały a ja uderzając głową o jedną z nich rozcięłam sobie łuk
brwiowy.
- Caroline!- Krzyknął Klaus, po chwili już był obok mnie
we wodzie, wyciągnął mnie. Złapałam kila oddechów i popatrzyłam na niego.
- Kupię buty na płaskiej podeszwie - Dotknęłam brwi,
która bolała niemiłosiernie. Skrzywiłam się.
- Wszystko w porządku? Zawiozę cię do szpitala. –
Pociągnął mnie w stronę samochodu, ale kostkę też miałam obolałą. Zatrzymałam
go a on wziął mnie na ręce zanosząc do samochodu.
- Umiem chodzić! Do żadnego szpitala! – Zawarczałam.
- Właśnie widziałem. – Ruszył bez zastanowienia. Kiedy
dojechaliśmy do firmy już się z ciemniało, do kulałam się do gabinetu Klausa, a
on zaraz za mną. Zniknął gdzieś i zachwalę wrócił z apteczką i lodem.
- Siadaj. – Rozkazał, usiadłam wiec na kanapie, którą
miał w gabinecie. – Teraz mnie słuchasz, siadaj na biurku.
- Ciągle się czepiasz. – Usiadłam na biurku, a biznesmen
usiadł naprzeciw mnie na fotelu, położył moją obolałą stopę na swoich kolanach
i położył lód na kostce. Poczułam ukłucie bólu. Teraz wziął waciki i jakaś wodę
utlenioną. Zaczął powoli przykładać mi do brwi, kiedy poczułam pieczenie
odepchnęłam jego rękę.
- Uspokoisz się, trzeba to oczyścić.
- Ale to boli. – Skrzywiłam się.
- Wybieraj albo pozwolisz mi to zrobić, albo zrobią ci to
lekarze. – Powiedział tak stanowczo, że zamilkłam. Kiedy czyścił moją ranę
tylko się skrzywiłam. – No i po kłopocie.
- Dziękuje. – Spojrzałam mu w oczy, po raz pierwszy
zobaczyłam w nich coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegłam. Troskę.
- Napędziłaś mi niezłego stracha. – On również spojrzał
mi w oczy.
- Zapomniałam wpisać w CV zdolności masochistyczne. –
Uśmiechnęłam się.
Klaus:
Caroline okazała się bardzo dobrą asystentką,
obserwowałem ją w pracy. Była kompetentna wszystko to, co jej powierzyłem było
zrobione na czas. Zero błędów, nie dość, że była zaangażowana w pracę to
jeszcze była zabawna. Była taka naturalna i szczera. Rozbawiała mnie, co było
rzadkością. Dzisiejszy dzień również był zwariowane, ale kiedy wpadła do wody,
serce stanęło mi w gardle. Siedzieliśmy w biurze, było ciemno. Tak słodko się
uśmiechała. Nie sądziłem, że jakaś dziewczyna jeszcze może mi się spodobać.
- To nie jest zabawne. – Nalałem do dwóch szklanek
whisky, sobie dużo mniej, bo muszę jeszcze prowadzić. Podałem jedną dziewczynie
i po raz kolejny przyłożyłem lód do jej kostki.
- Czy pan prezes chce mnie upić? – Zażartowała, ale potem
wypiła wszystko za jednym razem, krzywiąc się.
- Sądziłem, że przyda ci się po takim dniu. – Zaśmialiśmy
się, odgarnąłem pasmo włosów za jej ucho i spojrzałem w jej piękne niebieskie
oczy. Zatraciłem się w nich. Wtedy poczułem drgnięcie mojego zmrożonego serca,
to było silniejsze ode mnie, wstałem wplatając palce w jej włosy. Pocałowałem
ją, namiętnie, ale delikatnie z czułością. Blondynka odwzajemniła pocałunek.
Miałem wrażenie, że nie mogę się odkleić od niej. Jednak zrobiłem to po kilku
minutach. Spojrzałem na nią później, na jej twarzy widać rumieniec.
- Chodź odwiozę cię do domu. – Wyciągnąłem rękę w jej
stronę, pomagając tym samym zejść ze stołu a potem udać się do samochodu. Wtedy
uświadomiłem sobie, że to nie możliwe. Nie mogę znowu dać się ogłupić miłości,
czy nawet zauroczeniu. Kiedy stanęliśmy pod jej domem, Caroline chciała
wysiąść, jednak zatrzymałem ją.
- Caroline. To, co się stało nigdy więcej się nie
powtórzy. – Popatrzyłem na nią.
- Jasne rozumiem. – Była już podirytowana.
- Ale między nami wszystko tak jak dawniej. – Zapytałem z
nadzieją.
- Oczywiście. – Wzruszyła ramionami. – Rozumiem dziewczyn
masz na pęczki, po co ci kolejna zabawka. Przecież jestem tylko sekretarką, oo
przepraszam asystentką. Jak dało się zauważyć ty wolisz celebrytki.
- Kochana nie wygłupiaj się. – Chwyciłem jej nadgarstek,
ale ona się wyrwała. – Chodzi mi …
- Nie obchodzi mnie to. Do zobaczenia jutro panie
prezesie. – To ostatnie zaakcentowała dość wyraźnie. Wyszła trzaskając
drzwiami. Czuła się wykorzystana, sam bym się tak czuł na jej miejscu. Jednak
nie mogłem stanąć przed nią i powiedzieć jej jak bardzo chciałbym mieć ją przy
sobie. Nie potrafiłem jej do siebie dopuścić.
Caroline:
Co za dupek, kiedy dostrzegłam w nim coś dobrego on nagle
coś takiego. Jak mogłam być tak głupia i uwierzyć, że mu się spodobałam. Byłam
zła na siebie, bo Klaus imponował mi tym, co robił trzymał wszystko twardą
ręką, ale ludzie i tak wysoko go cenili. Od jutra wszystko się zmieni, będę
zwykłą asystentką, bez zbędnych rozmów. Weszłam do środka kulejąc. Napotkałam
Damona ze Stefanem, chyba robili sobie męski wieczór. Przywitałam się obojgiem.
- Co ci się stało? – Zapytał z troską młodszy z braci.
- Miała wypadek w pracy, jakby to powiedzieć. – Zaczęłam
ciężko wzdychając.
- Mów co się stało. – Wymusił Damon.
- Nie wystarczy jak powiem wam że miałam zły dzień? –
Pokiwali przecząco głową. – Na początku, pojechałam z moim szefem obejrzeć
ziemię, która kupują Mikaelsonowie. Weszłam na drewniany most gdzie utknęła mi
szpilka, deski się zerwały wpadłam do wody. Skręciłam przy okazji kostkę.
- A te zadrapanie na brwi. – Wskazał Stefan.
- Wpadając do wody uderzyłam się o deski. – Wzruszyłam
ramionami.
- Może pojedziemy do lekarza? – Zaproponował Damon.
- Nie ma takiej potrzeby. – Powiedziałam.
- To może zadzwonię do Eleny. – Wtrącił swoje trzy grosze
blondyn.
- Wszystko w porządku. Jestem tylko zmęczona. – Dałam im
po buziaku i poszłam do siebie.
Wykąpałam się i jedyne, czego chciałam to zasnąć. Ale
długo mi zajęło zanim osiągnęłam taki skutek, jaki chciałam.
Klaus:
To był dziwny dzień, Caroline weszła jedynie żeby zapytać
się, co ma robić. Ten gabinet bez jej śmiechu to miejsce wydawało się takie
smutne, wręcz depresyjne. Przeglądałem jakieś papiery, nie mogłem zupełnie się
skupić. Cały czas myślałem o swojej szalonej asystentce. Jej usta były takie
słodkie i ciepłe. Dzisiaj wyglądała inaczej, była w trampkach czarnych
legginsach i białej bluzce do ledwo zasłaniającej pośladki. Nie potrafiłem się
przełamać i spróbować. Usłyszałem pukanie, drzwi się otworzyły a do środka
wszedł Elijah.
- Witaj bracie. Co robisz? - Usiadł naprzeciwko mnie.
- Przeglądam papiery, nic szczególnego. – Wzruszyłem ramionami.
Rozległo się kolejne pukanie. – Proszę.
- Przyniosłam kawę, o którą prezes prosił. – Weszła
Caroline i podała mi kawę, widziałem jedynie zdumione spojrzenia moje
towarzysza.
- Dziękuję Caroline. – Spojrzałem na nią. Jeszcze trochę
kulała.
- Czy ja też mogę prosić kawę? – Zapytał współpracownik.
- Już się robi Elijah. – Uśmiechnęła się. Przynajmniej do
niego, kiedy tylko wyszła on zwrócił się do mnie.
- Co się tu dzieje? – Był wyraźnie zainteresowany tym
tematem.
- Wczoraj byliśmy zobaczyć ziemie, którą znaleźliśmy dla
Rebeki. Tam Caroline wpadła do wody rozbiła sobie łuk brwiowy i skręciła
kostkę.
- Ale to nie dlatego stała się taka oficjalna. To tylko
tłumaczy brak szpilek i ten strój.
- Byliśmy w biurze, obłożyłem jej kostkę lodem przemyłem
ranę i do czegoś doszło. – Wytłumaczyłem mu.
- Przecież to nic złego. – Uśmiechnął się. – Ale pewnie
wróciłeś wasze stosunki na drogę czysto zawodową.
- Dokładnie tak. Ale nie wiem, nie potrafię przestać o
niej myśleć. – Westchnąłem.
- To zaryzykuj, niech to płynie swoim tempem. To
niezwykła dziewczyna. Inna od wiesz, kogo. – Z każdym jego słowem coraz
bardziej się do tego przekonywałem. – A poza tym jest zabawnie tak na was
patrzeć. Wpuszcza światło do twojego życia Niklaus.
- Nie wiem Elijah. – Przerwało nam pukanie i weszła
blondynka z kolejną kawą. Wtedy zaświtał mi do głowy pewien pomysł.
- Proszę twoja kawa. – Postawiła przed nim filiżankę.
- Dziękuję. Swoją droga pięknie dzisiaj wyglądasz. –
Uśmiechnął się.
- jak zwykle czarujący. – Zaśmiała się cicho i spojrzała
na mnie.
- Panie prezesie, co jeszcze dzisiaj mam do zrobienia.
- Na razie to wszystko. Za pół godziny mamy ważne
spotkanie, więc poczekaj na mnie. – Rozkazałem jej a ona z niezadowoloną miną
opuściła gabinet.
- Masz przy sobie klucze do domku za miastem? – Zapytałem
unosząc brew ku górze.
- Mam. – Podał mi je. – Ale co ty kombinujesz?
- Jak to, co? Chcę ją porwać na weekend. – Szeroko
uśmiechnąłem się tak jak mój brat.
- A więc, powodzenia. – Wypił kawę i opuścił gabinet.
Zabrałem dziewczynę i ruszyłem w stronę domku na odludziu. Po drodze zrobiłem
zakupy, dziewczyna czekała w samochodzie, więc nie miała szansy się
zorientować. Przez całą drogę nie zamieniła ze mną ani słowa po prostu
siedziała wpatrzona w szybę. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Jakaż ona była
uparta.
- Dokąd jedziemy? Już chyba dwie godziny jedziemy. –
Odezwała się zniecierpliwiona.
- Za chwilę będziemy, nie denerwuj się. – Spojrzałem na
nią, po 15 minutach byliśmy już pod domkiem. Wysiadłem i otworzyłem drzwi blondynce.
- Co tu robimy? –
Zapytała, kiedy wpuszczałem ja do środka.
- Zostajemy tu na weekend. – Zabrałem ją do salonu i
nalałem wino do kieliszka.
- Ty jesteś chyba nienormalny. – Dziewczyna oburzyła się,
lubiłem w niej tą agresję. Wyglądało to tak jakby z anioła wychodził szatan. Oparłem
się o framugę i patrzyłem na nią z szerokim uśmiechem.
Caroline:
Co on sobie myślał do cholery. Najpierw mnie całuje później
zmienia zdanie a teraz to. Miałam ochotę wrzucić w niego czymś ciężkim i to
dosłownie. Nie postępuje się tak. Przynajmniej nie ze mną. Nie interesuje mnie
ta cała huśtawka nastrojów. Podeszłam do niego piorunując mnie wzrokiem.
- Odwieź mnie do miasta. – Rozkazałam mu.
- Nie mogę, piłem. – Uśmiechnął się ironicznie. Wyciągnęłam
telefon w nadziei, że dodzwonię się do któregoś z moich przyjaciół.
- Oczywiście brak zasięgu. - Skierowałam się do wyjścia.
- Tak, bo to jest miejsce, w którym można się wyciszyć. –
Wzruszył ramionami mężczyzna. – Dokąd idziesz?
- Nie chcesz mnie odwieźć, samochodu też mi nie dasz,
więc idę pieszo. – Uśmiechnęłam się i już chwyciłam za klamkę, kiedy podszedł
do mnie i przytrzymał drzwi.
- Do najbliższej miejscowości jest jakieś 20 może 30
kilometrów. – Spojrzał na mnie.
- Po co to robisz? – Zaczynałam mięknąć, oparłam się o
drzwi. Mikaelson zbliżył się do mnie i położył swoje ręce na moich biodrach,
serce mocniej mi zabiło. To było dziwne uczucie.
- Bo cały dzień nie mogłem przestać myśleć o tobie, o
twoich pięknych oczach w których ciągle się zatapiam, także o twoim śmiechu
które rozpromienia całe biuro, wnosisz wszędzie tyle światła, również o ustach
delikatnych ale i niesamowicie gorących. – Zaczął zbliżać swoje usta do moich.
- Sam powiedziałeś, wracamy do oficjalnych kontaktów. –
Wyślizgnęłam się mu, chociaż sama myślałam o tym samym.
- Pieprzyć to Caroline. – Odwrócił mnie w swoją stronę i
pocałował, krótko i delikatnie. Spojrzałam mu w oczy.
- To trzeba był mnie zaprosić na randkę a nie zabierać
niewiadomo gdzie. – Wzruszyłam ramionami. Klaus wziął mnie za rękę, i zabrał do
kuchni, spojrzałam pytającym wzrokiem.
- Zrobię kolację. Chce żeby pierwsza randka była
wyjątkowa, dlatego to wszystko. – Zabrał się do szykowania produktów a ja
wdrapałam się na blat.
- Dobrze pierwszy i ostatni raz. – Pogroziłam mu palcem.
- Co masz z tym siadaniem na stołach? Robisz to wszędzie?
– Zapytał podśmiechując się.
- Tak, nie kontroluje tego. Mam to odkąd skończyłam 10
lat. Mój brat, tzn Damon śmieje się że cały czas jestem jak dziewczynka która
pojawiła się u nich w progu. – Wzruszyłam ramionami.
Blondyn zrobił kolację, ugotował spaghetti. Całkiem niezłe,
zresztą. Po posiłku rozpalił kominek i usiedliśmy z kieliszkiem wina. On usiadł
na kanapie, a ja na podłodze naprzeciw niego opierając się o fotel.
- Jest dość miejsca do siedzenia. – Zauważył.
- Ale mi tak najwygodniej. – Uśmiechnęłam się.
- Opowiedz mi coś o sobie. Co miałaś namyśli mówiąc, że
zjawiłaś się w progu domu swojej rodziny? – Punkt za przyswajanie informacji
dla niego.
- Kiedy miałam 4 lata, mój tata zmarł chorował na raka,
kiedy miałam 10 lat moja mama miała wypadek, tir wjechał w jej samochód. Nie
miała szans. – Wzruszyłam ramionami. - Wtedy pojawił się wujek Zack. Opiekował się
Stefanem i Damonem, ich rodzice także zginęli. W każdym bądź razie trafiłam do
nich, pamiętam to jak dzisiaj. Stefan miał 12 lat a Damon 13. Kiedy weszłam do
nich usiedli przy mnie i Stefan wtedy powiedział: Jesteś moją nową siostrą, chciałem psa, ale ty wydajesz się być
fajniejsza. Damon dodał, że jeżeli nie będę ich słuchać i nie dam się
ochraniać zamknie mnie w szafie na tydzień. – Zaśmiałam się na myśl wspomnień. –
Oczy miałam opuchnięte od płaczu, wujek wziął mnie na ręce i posadził na blacie
pytając: Księżniczko, kiedy wysuszysz łzy
powiesz mi, co masz ochotę zjeść?. To od wtedy zaczęłam siadać na wszystkim,
co jest wyżej niż krzesło. – Spojrzałam na mężczyznę widziałam, że był
wzruszony. Mi łezka zakręciła się w oku, jednak uśmiechałam się.
- Widzisz kochana pomimo ciężkich przejść już wtedy
wnosiłaś światło do życia innych.
No i jak wam się podoba? Liczę na wasze wsparcie, bo jednak wasze zdanie dodaje najwięcej weny :D
niedziela, 3 listopada 2013
Rozdział 1.
Caroline:
Wstałam o godzinie 7. Co było dziwne zwłaszcza, że nie
miałam pracy. W wolne dni jak to nazywałam spałam do 10 a nawet później.
Zwlokłam się z wielkiego łóżka, jak co rano zmierzyłam do toalety i umyłam
zęby. Później poszłam do kuchni nalała sobie kawy. Usiadłam na blacie stołu
zakładając nogę na nogę. W końcu nabierałam wątpliwości, co tak naprawdę
powinnam robić w swoim życiu. Mieszkałam u Damona, bo nie miałam środków na
utrzymanie się.
- Złaź z blatu, nie masz już dwunastu lat. – Zażartował
Damon. – Jak szukanie pracy?
- A co chcesz się mnie pozbyć z domu? – Zapytałam
przekomarzając się z nim.
- Nie głuptasie. Możesz tu mieszkać jak długo chcesz.
Martwię się po prostu. Dlaczego nie chcesz pracować z nami. – Brunet po raz
kolejny poruszył dobrze znany temat.
- Już ci mówiłam, chce dojść do wszystkiego sama. Nie
chce wysłuchiwać, że wszystko dostałam na tacy. – Tłumaczyłam to już po raz
setny.
- To wtedy możesz przyjść do mnie a ja ich zwolnię. –
Stwierdził z uśmiechem Salvatore.
- I właśnie, dlatego nie chce pracować w tej firmie.
Obiecuję, że jeśli do końca miesiąca nie znajdę pracy przyjdę do was. – W końcu
zrezygnowałam, ustąpiłam.
- Nareszcie. Jakie masz palny na dzisiaj? – Zapytał z
troska, czasami miałam wrażenie jakby dalej traktowali mnie jak małą
dziewczynkę, która stanęła w ich drzwiach w różowej sukience, z opuchniętymi
oczami od płaczu i z dwiema kitkami.
- Umówiłam się z Eleną. A później może wyskoczymy na
lunch? – Zeszłam z blatu i nalałam do kubka kawę także dla Damona.
- Jasne, zadzwoń do mnie jak będziesz w drodze. – Pośpiesznie
wypił kawę i pocałował mnie w czoło. – Idę do pracy, uważaj na siebie mała.
Zabrał marynarkę i wyszedł, westchnęłam ciężko, i
skierowałam się do salonu. Położyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Po
bezsensownych próbach znalezienia czegokolwiek godnego uwagi zamknęłam oczy i
zasnęłam. Ze snu wyrwał mnie jakiś ciężar, a później łaskotanie. Otworzyłam
oczy śmiejąc się. To była Elena, zrzuciłam ją z siebie z uśmiechem.
- Wreszcie wstałaś śpiąca królewno. – Zaśmiała się
brunetka.
- Gdybym była śpiącą królewną to nie budziłaby mnie taka
czarownica tylko przystojny książę, niesamowicie delikatnym pocałunkiem. –
Rozmarzyłam się. Ona tylko popukała mnie po czole o wysłała do góry, żebym się
ogarnęła, jednak chwilę później dołączyła do mnie. Weszłyśmy do mojego pokoju,
otwarłam garderobę.
- Damon w końcu zrobił ci tą obiecaną garderobę? –
Zapytała.
- Tak, chyba stracił nadzieję, że się wyprowadzę. –
Spuściłam głowę.
- Dalej się nie nikt nie odezwał? – Kiedy usłyszałam
pytanie tylko pokręciłam przecząco głową. – Poprawimy sobie humor na zakupach.
Ubrałam się w zwiewną pudrową sukienkę, założyłam
sandałki na szpilkach. Uszykowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Nałożyłam na twarz
bardzo delikatny makijaż i wyszłyśmy. Po kilku godzinach poszłyśmy po kawę na
wynos, niosłam kawę dla siebie i dla Damona, moja przyjaciółka dla Stefana.
Spojrzałam na nią żeby sprawdzić czy nadąża, a kiedy się obróciłam, wpadłam na
kogoś. Kawa wylała się na mnie i na mężczyznę, z którym się zderzyłam.
Zaniemówiłam na chwilę.
- Tak mi przykro – Starałam się uśmiechnąć, chociaż
wolałabym zapaść pod ziemię. Elena przyniosła serwetki i podała nam obojgu.
- Nic mi po twoich przeprosinach. – Powiedział z
brytyjskim akcentem, był nieuprzejmy. – Następnym razem uważaj jak chodzisz.
Albo, jeśli nie potrafisz odnaleźć się w otoczeniu ludźmi nie wychodź z domu.
- Sam uważaj. Równie dobrze mogłeś uniknąć tego wypadku.
Zastanów się, kto powinien nie wychodzić z domu. – Odpyskowałam.
- Ty chyba nie wiesz, do kogo mówisz. – Jego głos był
oziębły a twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Ty wredny dup…- Kłóciłabym się z nim dalej, ale
brunetka mnie wyciągnęła. Pojechaliśmy prosto do firmy moich braci. Byłam
wściekła. Nienawidziłam ludzi, którzy za wszelką cenę chcą pokazać wyższość nad
innymi. Kiedy przemierzałam korytarze ogromnego budynku, marudziłam nad uchem
dziewczynie mojego brata.
- Jak mogłaś mnie wyciągnąć. Jeszcze chwila a skopałabym
mu dupsko. – Gestykulowałam rękami.
- Właśnie, dlatego. Kocham cię, ale czasem powinnaś
odpuścić. – Próbowała mnie rozweselić, ale mi do śmiechu nie było. Weszliśmy do
gabinetu Stefana, był tam już drugi z braci Salvatore. Oboje nagle wstali.
Przywitali się z nami.
- Caroline, co ci się stało? – Zmarszczył czoło, Steff.
- Wyobrażacie sobie, że ja jestem niezdolna do bycia w
otoczeniu ludzi. – Wypaplałam, a oni zrobili pytającą minę.
- Care miała wypadek, zderzyła się z jakimś mężczyzną.
Oblała i siebie jego. – Pośpieszyła z tłumaczeniami Elena.
- W tym kawowym kolorze ci do twarzy. – Wspomniał Damon a
oni się zaśmiali.
- Jesteś okropny. – Udałam obrażoną siadając na biurku.
To był mój nawyk. Wtedy rozbrzmiał mi w torebce telefon, uciszyłam ich.
- Halo? Tak to moje CV. Tak… Rozumiem… Zgadzam się… Do
zobaczenia. – Wstałam i klasnęłam w dłonie.
- O co chodzi. – Wróciła mnie na ziemię brunetka.
- Dostałam prace.- Powiedziałam dumna. – Od jutra
zaczynam, wieczorem to oblewamy.
- Jaką prace? – Zapytali prawie chórem. Widać było
osłupienie w ich twarzach.
- Będę sekretarką
prezesa, w Mikaelson Estate International. – Mrugnęłam oczkiem podekscytowana.
- Wolisz podawać kawę niż być głównym dyrektorem tutaj? –
Dziwił się Damon.
- Tak, bo chce osiągnąć coś sama a nie po znajomości.
Tłumaczyłam wam setki razy. –Moja
euforia mnie opuściła.
- Nie denerwuj się, martwimy się o ciebie. Chcemy żebyś
była szczęśliwa. – Blondyn był tym bardziej dyplomatycznym bratem.
- To dajcie mi to zrobić po swojemu, tylko o to was
proszę. – Spojrzałam na nich.
- Caroline ma racje. – Wsparła mnie Elena, zawsze mogłam
na nią liczyć.
- Dobrze, zrób jak uważasz. Zawsze będzie tu dla ciebie
miejsce. Prawda Damon? – Minimalnie się uśmiechnął Stefan.
- W porządku. – Wzruszył ramionami. – Wieczorem to
oblejemy.
- Widzicie i można? Znowu was kocham. – Stanęłam u boku
bruneta.
- Chodź Blondie, skończyłem na dzisiaj. Odwiozę cię do
domu. – Damon wstał i objął mnie ramieniem wyszliśmy z gabinetu. Przez całą
drogę właściwie nie rozmawialiśmy. Był uparty tak jak ja. Przyszła jednak pora,
żebym stanęła na własnych nogach, stała się niezależna. Im szybciej to zauważą
tym lepiej. Oszczędzimy niepotrzebnych kłótni. Kiedy wróciliśmy zjedliśmy obiad
a ja poszłam się szykować na imprezę. Ubrałam się i umalowałam. Koło 22
pojechaliśmy pod nasz ulubiony klub gdzie czekała Elena ze Stefanem. Byli taką
uroczą parą, cieszyłam się ich szczęściem. Miałam nadzieję, że znajdę kiedyś,
kto będzie patrzył na mnie tak jak blondyn na pannę Gilbert. Ale mniejsza z tym
weszliśmy do laku w celu niezapomnianej zabawy.
Klaus:
Wróciłem do firmy całkiem brudny dobrze, że byłem na to przygotowany
i w jednej z szaf miałem kilka zapasowych, białych koszul. Ubrałem jedną z
nich. Nie chciała mi wyjść z głowy ta dziewczyna, może i była niezdarna, ale
miała ogień w oczach. Była zadziorna. Dawno nikogo takiego nie spotkałem, po
moich wcześniejszych przeżyciach z kobietami miałem nadzieję jej więcej nie
ujrzeć. Gubiłem się w papierach, odkąd moja asystentka odeszła. Potrzebowałem
kogoś kompetentnego, bo już w ciągu trzech tygodni zwolniłem takich pań cztery.
Było to frustrujące uczucie.
- Mogę wejść?- Wejrzał przez szparę w drzwiach mój
starszy brat.
- Oczywiście. Co cię do mnie sprowadza? – Uniosłem wzrok
i spojrzałem na niego.
- Jutro przyjdzie do pracy nowa sekretarka. – Wspomniał
mi.
- Mam nadzieję, że ta jest bardziej kompetentna niż te,
które zwolniłem ostatnio. – Powiedziałem sceptycznie, ale nie mogłem inaczej
jedna była gorsza od drugiej.
- Sprawdziłem jej CV. Ma na imię Caroline, niedawno
skończyła zarządzanie. Jej bracia prowadzą jakąś potężną firmę. – Opowiadał a
ja mu przerwałem.
- Skoro jest dobra a oni mają firmę, dlaczego nie pracuje
z nimi?
- Dziewczyna jest ambitna, planuje zrobić coś sama.
Przekonasz się o tym. – Uśmiechnął się.
- Dobrze jutro zobaczymy jak się spisuje. Czy coś jeszcze
mój drogi bracie? – Zapytałem, po jego minie widać było, że chciał czegoś
jeszcze.
- W następną sobotę urządzamy, z Haley przyjęcie
charytatywne. Liczę na twoją obecność. – Przewróciłem oczami niemal teatralnie.
- Wiesz, że nie przepadam za takimi przyjęciami. Ale jak
trzeba, to cóż. Będę. – Powiedziałem z udawanym uśmiechem.
- Niklaus, chodźmy już jest późno. Nie możesz wiecznie
siedzieć po nocach w biurze. – Skinąłem głową, i wspólnie wyszliśmy. Po drodze
gawędziliśmy o dzieciach mojego brata, był z nich taki dumny. Każdy z nas
poszedł w drugą stronę. Nie pozostało mi nic innego jak udać się do domu i
odpocząć z kieliszkiem najdroższego i najlepszego Burbona.
Caroline:
Impreza była naprawdę udana. Otworzyłam oczy jeszcze
przed budzikiem. Leżałam przez chwilę z uśmiechem na twarzy. Po kilku minutach
wstałam w podskokach i zaczęłam szykować się do pracy. Wszystko musiało pasować, makijaż, fryzura i włosy.. Kiedy skończyłam dumna z efektu zeszłam na
dół. Ku mojemu zdziwieniu nie był tylko, Damon ale i Stefan. Uśmiechnęłam się
szeroko. Spojrzałam na nich zszokowana.
- Chyba nie sądziłaś, że ominę pierwszy dzień pracy mojej
małej siostrzyczki. – Podszedł do mnie i przytulił. On zdecydowanie widział we
mnie cały czas małą dziewczynkę.
- Oj Stefan, nie wygłupiaj się. – Klepnęłam go w ramie.
- Mała czy ty idziesz do pracy, czy męża szukasz. –
Zaśmiał się Damon, ale też mnie przytulił.
- Masz zadzwonić dzisiaj jak ci idzie. – Rozkazał
blondyn. Zgodziłam się z nimi i wyszłam. Nie chciałam się spóźnić pierwszego
dnia. Po pół godzinie byłam nam miejscu. Poznałam Elijah`a Mikaelsona, który
pokazał mi prawie całą firmę a potem przedstawił mnie Janine, która przekazała
mi moje obowiązki. Wskazała mi moje biurko i gabinet mojego szefa. Niklaus
Mikaelson. Przeczytałam w myślach. Zabrałam się do pracy, musiałam tylko
porozdzielać pocztę ułożyłam ją na trzy kupki: Ważne, mniej ważne i
niepotrzebne. Zrobiłam kawę dla Mikaelsona i weszłam do gabinetu, oczywiście
uprzednio zapukałam.
- Dzień dobry, przyniosłam pocztę i kawę. – Byłam
skupiona na niesieniu wszystkiego wiec nawet nie spojrzałam na mojego
pracodawcę.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy. – Usłyszałam brytyjski
akcent, ale jakiś taki znajomy. – Dobrze, że tym razem nie mam tej kawy na
sobie.
- To ty? – Zdziwiłam się, bardzo. Nie wiedziałam, co mam
zrobić. Uciec czy zostać. –To był wypadek.
- Wydaje mi się, że źle zaczęliśmy. Niklaus Mikaelson. –
Podał mi rękę. – Wtedy miałem zły dzień, i tak wszyło.
- To nie daje prawa wyży… - Ugryzłam się w język i
podałam mu dłoń. – Też jestem tego zdania. Caroline Forbes. Twoja nowa
sekretarka.
- Właściwie to asystentka. – Uśmiechał się. Jednak dalej
go nie lubiłam. Patrzył na mnie z wyższością.
sobota, 2 listopada 2013
Bohaterowie.
Caroline Forbes
Caroline jako 10 letnia dziewczynka została adoptowana, przez Zack`a Salatore, który miał pod opieką dwóch niesfornych nastolatków, Damona i Stefana. Szybko odnalazła się w nowej sytuacji, bracia od razu wzięli
ją pod swoje skrzydła. Byli jak prawdziwe rodzeństwo nigdy nie rozłączni.
Dzisiaj Caroline jest już dorosła, ale i tak ta dwójka mężczyzn nad nią czuwa. Blondynka
skończyła zarządzanie, pomimo że jej bracia prowadzą silną firmę to nie chciała
z nimi pracować. Do wszystkiego pragnie dojść sama.
Niklaus Mikaelson
Niklaus wraz ze swoim oddanym bratem posiadają firmę zarządzającą
nieruchomościami. Jest to największa taka firma w Nowym Yorku. Klaus stał się
niedostępny dla większości ludzi odkąd został zdradzony tuż przed ślubem. Od
tamtej pory wyrzekł się miłości twierdząc, że zrobiła z niego słabego
człowieka. Czy ktoś będzie w stanie to zmienić i stopić lód, który zagościł w
jego sercu?
Stefan Salvatore
Stefan jest miłym i ciepłym człowiekiem. Od kilku lat jest szczęśliwie zakochany w Elenie, którą poznał dzięki swojej "siostrze" i zarazem najlepszej przyjaciółce - Caroline. Z Damonem odziedziczyli firmę po ojcu, która zajmuję się tworzeniem nowych środków komunikacji, od telefonów po komputery i wszelkiego rodzaju tablety. Zaczęli od małej słabo prosperującej firmy a teraz są najpotężniejszą na świecie firmą sprzedającą te właśnie urządzenia.
Damon Salvatore
Damon to przystojny brunet, który nie chce od życia nic oprócz dobrej zabawy. W firmie skupia się całkowicie na interesach i nic nie jest w stanie go od tego odciągnąć. Potrafi być nieobliczalny i ordynarny, ale dla swojej rodziny jest w stanie poświęcić wszystko. Nie zawsze się zgadza z młodszym bratem, kiedy jednak chodzi o Caroline są zgodni. Uważają, że powinna pracować z nimi, chcieli by aby zajęła się relacjami z mediami. Jednak pozostaje nieugięta, co często irytuje Damona. Mają do siebie podobny temperament.
Elena Gilbert
Najlepsza przyjaciółka Caroline. Szczęśliwa ze Stefanem. Jest pediatrą, uwielbia dzieci. Z Caroline zna się już z liceum. Obie lgną do siebie gdy mają na to chwilę. Zawsze wiedzą kiedy z druga dzieje się coś nie tak. Wspierają się bez względu na okoliczności. Jest także przyjaciółką Damona.
Rebekah Mikaelson
Młoda piękna i ambitna. Najpierw chciała zostać aktorką, później była modelką. Teraz jest projektantką mody. Planuje podbić ten rynek, a z jej ambicjami ma to zapewnione. Nie idzie po trupach do celu, ale jest zdecydowana i stanowcza. Czasem przysparza jej to problemów, jednak w większości przypadków ułatwia jej to życie. Siostra Klausa i Elijah`a.
Elijah Mikaelson
Najstarszy z Mikaelsonów. Ma już swoją rodzinę, żonę Haley i dwójkę dzieci. Oboje przypominają mu Klausa i Rebekę. Zawsze w interesach stoi po stronie brata. Jedyne co go martwi to, to aby każdy z jego bliskich odnalazł spokój. Jest honorowy nigdy nie łamie obietnic. Chce żeby Klaus tak jak on odnalazł swoją prawdziwą miłość. Zawsze wygląda nienagannie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)