Klaus:
Obudziłem się na kanapie, w ramionach trzymałem Caroline
jeszcze spała. Uśmiechnąłem się patrząc na jej słodką twarz o delikatnych
rysach. Mógłbym tak tkwić godzinami uczucia, które odpychałem przez kilka lat
ona rozbudziła w tydzień, co za kobieta. Chciałem wstać, lecz bałem się ją
obudzić. Wziąłem głęboki oddech wciągając zarazem Świerzy zapach Caroline.
Mogłem przyznać, że po raz pierwszy czuje coś takiego, nie miałem zamiaru tego
ukrywać. Już nie.
- Dlaczego mi się przyglądasz?- Zapytała znienacka otwierając
oczy.
- Bo jesteś piękna. – Odpowiedziałam delikatnie całując
ją w czoło.
- Oj przestań. – Powoli się podniosła przeczesując ręką
włosy. – Musimy wracać.
- Nie odbieraj mi przyjemności bycia z tobą. – Zrobiłem minę
zbitego psa mając nadzieję, że zgodzi się zostać.
- Jak wiesz mam dwóch braci, którzy są bardzo opiekuńczy
i już pewnie próbują wezwać policję i wszcząć poszukiwania mnie w całym kraju. –
Uśmiechnęła się nareszcie.
- Dobrze skoro tego właśnie chcesz to zgoda. Najpierw
jednak napijemy się kawy. – Wstałem udałem się do kuchni w celu zaparzenia
kawy. Caroline związała włosy i wyszła na taras. Podobało jej się to miejsce,
widziałem to w jej oczach. Uśmiechała się, była taka naturalna i realna. Cały
czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Kiedy kawa się zaparzyła nalałem do niej
mleka swoją osłodziłem a blondynki nie, wiedziałem, jaką kawę pije, co rano.
Zaniosłem je na taras i postawiłem na murowanym parapecie. Stanąłem za Forbes
obejmując ją w pasie.
- Tu jest pięknie. – Powiedziała z entuzjazmem w głosie.
- To prawda. Ale kiedy ty tu jesteś jest jeszcze
piękniej. – Napiłem się łyka kawy nie puszczając jednak mojej towarzyszki.
- Oh przestań już, dość tych komplementów. – Zaśmiała się.
- Lubię to robić. A poza tym zasłużyłaś na nie. – Musnęła
ustami mój policzek. – Może jednak zostaniemy?
- Może kiedyś. Teraz naprawdę musimy wrócić te czubki na
pewno odchodzą od zmysłów. Jak wrócę do domu to mnie zabiją za brak informacji.
- Dobrze kochana. Chodźmy, więc. – Pocałowałem ją w rękę,
zebraliśmy się i wyjechaliśmy. Przez dłuższy czas nikt nic nie mówił,
słuchaliśmy muzyki lecącej z radia. Caroline prawie każdą piosenkę nuciła
gdzieś pod nosem.
- Czemu znowu to robisz? – Spojrzała na mnie z otwartymi
jak szeroko oczyma.
- Ale co ja robię. - Zaśmiałem się ironicznie.
- Gapisz się, wlepiasz we mnie te swoje oczy. Jestem
brudna czy co? – Była zdenerwowana, ale śmiała się.
- Nie po prostu podziwiam twój talent muzyczny. –
Uniosłem brew do góry.
- Mam jeszcze wiele talentów, o których nie wiesz. – Jak zwykle
pyskata.
- W to akurat nie wątpię, jednak mam nadzieję, że
odkryjesz je przede mną kiedyś. – Uśmiechnąłem się już dzisiaj chyba po raz
setny, co ona ze mną robiła. Jechaliśmy rozmawiając i żartując właściwie o
niczym. To był mile spędzony czas. Szkoda tylko, że trak krótko. Ale to jest
wszystko do nadrobienia. Odwiozłem ją pod sam dom.
- No pięknie samochód Stefana i radiowóz. – Wzięła głęboki
oddech, kręcąc głową.
- Miałaś rację. Jesteś ważna w ich życiu. – Pocałowałem ją
delikatnie w usta, ona odwzajemniła pocałunek, wymknęła się szybko.
- Do zobaczenia. – Wysłała mi pocałunek a ja uśmiechnąłem
się i poczekałem aż wejdzie. Wtedy mogłem spokojnie pojechać do domu.
Caroline:
Co oni najlepszego nawywijali. Jak mogli zadzwonić od
razu na policje. Fakt mój błąd, bo nie skontaktowałam się z nimi. Pewnie sama
bym wpadła w panikę gdyby zniknęli bez znaku życia. Chociaż to nie zmienia faktu,
że byłam szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Nie wiedziałam czy mam brać, Nika na
poważnie czy też nie jednak, jeśli ma to wszystko trwać tylko kilka chwil niech
trwa. Uśmiechnęłam się do siebie wchodząc do domu. Stefan siedział na fotelu a
Damon jak zwykle krążył nerwowo po salonie, dwóch policjantów spisywało
zeznania. Stanęłam w progu salonu zakładając ręce na piersi.
- Co się stało? – Zapytałam.
- Caroline zaginęła. – Powiedział Damon a kiedy
uśmiechnęłam się stanął jak wryty.
- A Pani to, kto? – Zapytał jeden z policjantów.
- Ja jestem Caroline Forbes. – Przedstawiłam się, Stefan
podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Wiesz jak się martwiliśmy? – Wydusił Stefan. Zaczęło
się.
- Czy nie powinniście rozpoczynać poszukiwań po 24
godzinach? – Zapytałam policjantów.
- Wyszłaś o 8 a jest 14. Nie było cię 30 godzin. –
Wyliczył Damon.
- Chyba na nas pora, prosimy następnym razem dokładnie
sprawdzić wszystkie okoliczności zaginięcia. – Zwrócił się do chłopaków
funkcjonariusz, następnie wyszli.
- Coś ty sobie myślała, co? – Podszedł do mnie Damon.
- Telefon mi wysiadł. Nie miałam jak się do was odezwać. –
Zaczęłam się tłumaczyć.
- Dobrze, a gdzie byłaś? – Zadał niewygodne pytanie
Stefan.
- W pracy. Oglądaliśmy z Klausem miejsce o 300 kilometrów
oddalone od Nowego Yorku, spaliśmy w hotelu. – W sumie nie kłamałam zupełnie.
Po prostu nie chciałam ich martwić.
- W hotelu nie ma telefonów? – Zapytał brunet.
- Nie w tym, to hotel dla snobów, którzy chcą odpocząć od
świata. Tam nawet telewizorów nie było. – Teraz to już kłamałam jak z nut. Widziałam,
że mi nie uwierzyli.
- Jeszcze raz taki numer zrobisz a ściągniemy tu całe FBI
żeby cie szukało. – Zarządził Damon.
- Oczywiście kapitanie. – Przytuliłam najpierw starszego
a później młodszego Salvatore. – To, co dzisiaj robimy.
- Idziemy potańczyć. – Wspomniał Stefan, nie lubił tańczyć,
ale poświęcał się dla mnie i dla Eleny.
- Świetny pomysł idę się uszykować. Ty, Damon zrób obiad
a Stefan pojedzie po Elenę i pojedziemy stąd. – Uśmiechnęłam się do nich jak
umiałam najszerzej. Wymknęłam się do góry, zostawiając ich w zastanowieniu.
Wzięłam długą kąpiel, co chwilę dopuszczając sobie gorącej wody. Moje myśli
krążyły jedynie przy Klausie. Był taki ciepły. Kiedy go poznawał wydał mi się
szorstki a jego serce było jak kamień, teraz widzę w nim ciepłego i czułego
mężczyznę. Czy chyba nie będę umiała pracować z nim, nie chce żeby praca
popsuła coś w tym szalonym uczuciu, które pojawiło się tak nagle. Muszę jednak
spróbować połączyć obie te sprzeczne rzeczy ze sobą. Wyszłam z wanny,
wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Ubrałam się w dres szykując ubrania na
później. Zeszłam na dół, gdy zawołał mnie Damon.
- Coś się stało? – Zapytałam.
- Słuchaj mała. Znam cię nie od dzisiaj i wiem, że coś
jest nie tak. – Spojrzał mi w oczy.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Kłamałam, znowu.
- Caroline znam cię od dziecka wiem, kiedy kłamiesz.
Zakochałaś się? – Tracił chyba cierpliwość.
- Nie wiem. Byłam z Klausem. Zjedliśmy kolację,
rozmawialiśmy i zasnęliśmy to wszystko. – Wzruszyłam ramionami niby obojętnie.
- Martwię się o ciebie to wszystko. Nie chcę żebyś
cierpiała to wszystko. – Przytulił mnie.
- Wiem, ale od tego jest życie. Żeby popełniać błędy i je
naprawiać. Zaufaj mi. – Uśmiechnęłam się.
- Tobie ufam, światu nie. Chodź zrobiłem twoje ulubione danie.
– Zaciągnął mnie do jadalni.
- Zrobiłeś Spaghetti. – Uśmiechnęłam się. Usiedliśmy do
stołu i zjedliśmy. Oczywiście nie obyło się bez rzucania makaronem. Stół był
cały w makaronie. Śmiałam się głośno.
- I kto to teraz posprząta. – Zapytałam.
- Ty… Ja idę się wykąpać. – Rzuciłam w niego ścierką.
- Świnia. Wstałam i zaczęłam sprzątać, kiedy już uporałam
się z tym chlewem to usiadłam na kanapie popijając piwo.
- No proszę już zaczynasz? - Spojrzał na mnie brat, kiedy ja zaczynałam się
malować.
- Chciało mi się pić. – Pokazałam mu język, robiło się
już późno. W końcu przyszedł mój drugi brat i moja przyjaciółka, uściskałam ją
mocno.
- To gdzie dzisiaj idziemy? – Zapytałam ciekawa.
- Do tego nowego klubu, o którym czytałaś. –
Zaświergotała Elena.
Wypiliśmy kilka drinków i wyszliśmy, pojechaliśmy
taksówką pod lokal i weszliśmy udało się ominąć kolejkę. Z Eleną wypiłyśmy po
kamikadze i udałyśmy się na parkiet, aby zaszaleć. Chłopcy nam się przyglądali,
Stefan dołączył do swojej dziewczyny w tańcu a ja wmieszałam się w tłum. Przyczepił
się do mnie jakiś koleś i chwytał mnie za biodra, kiedy się odsuwałam on
podążał za mną. Stał się jak rzep. Miałam dość. Zostawiłam go i poszłam się
napić do baru.
- Martini. Wytrawne. – Zamówiłam i oparłam się o blat.
- Cześć maleńka. – Pojawił się ten sam facet, od którego
uciekłam. Oh nie.
- Czego chcesz, myślałam że dałam ci jasno do zrozumienia
żebyś trzymał się z daleka. – Spiorunowałam go wzrokiem w nadziei, że pójdzie
sobie.
- Wydaje mi się, że jednak chciałaś, żebym przyszedł tu
za tobą. Uwodziłaś mnie swoim tańcem. – Był nieźle nawalony. Zaczynałam się go
trochę bać.
- Pomyliło ci się coś. – Chciałam odejść, ale on chwycił
mnie za ramię i mocno przycisnął do siebie.
- Uspokój się maleńka, chce tylko pogadać. – Powiedział mi
do ucha, po czym musnął moją skórę na szyi swoimi ustami.
- Puszczaj, to boli. – Wyrywałam się, a on zaciskał
uścisk.
- Puść Panią, jeśli o to prosi. – Usłyszałam głos zza
sobą. Ten cudowny melodyjny akcent. Wolałam nie odwracać głowy. Nie chciałam
napotkać jego wzroku.
- A co ty jesteś jej ochroniarz? – Zapytał z kpiącym
uśmieszkiem.
- Być może nic ci do tego. – Powiedział Klaus, po czym w
jakiś sposób odepchnął natręta. Już widziałam wściekłość w ich oczach, zaraz
się na siebie rzucą. Stanęłam pomiędzy nimi, jednak w ataku furii ktoś mnie
odepchnął. Upadłam na ziemię. Przybiegł Damon i chwycił Klausa, aby go
odciągnąć tego drugiego człowieka chwycił Stefan. Elena podeszła do mnie
oglądając moją twarz.
- Będzie trzeba to szyć. – Wymamrotała. Dopiero teraz
poczułam ból. Znowu miałam rozbity łuk brwiowy nawet nie wiem jak to się stało.
Ochroniarze wyrzucili napastnika, my wyszliśmy sami. Okazało się że przed
wejściem stal Elijah, który kończył właśnie rozmowę przez telefon.
- Co mnie ominęło? – Zapytał patrząc na nas.
- Wiesz dzień, jak co dzień. Nie mogę zasnąć, jeśli się w
nic nie wpakuje, nic, co zagraża mojemu bezpieczeństwu oczywiście. –
Uśmiechnęłam się trzymając się za brew. – To moi bracia, Damon i Stefan. Elena
moja przyjaciółka, a to Klaus i Elijah moi szefowie. – Przedstawiłam każdego po
kolei oni wymienili się uprzejmościami.
- Caroline jedziemy do szpitala. – Wymamrotał Damon.
Chyba było mu przykro.
- Nie trzeba. – Odpowiedziałam. Nie cierpiałam lekarzy i
szpitali.
- Ja ją zawiozę. – Zgłosił się na ochotnika mój
przełożony. Klaus spojrzał na niego.
- Ale ja nie chce. Nie rozumiecie. – Rozejrzałam się na
wszystkich zebranych. Damon wpakował mnie do samochodu.
- Wezmę jej rzeczy i przyjadę do szpitala. – Skinął głową
brunet, zdradził mnie.
- Dziękujemy za pomoc. – Wspomniała Elena. Bracia
Mikaelson wsiedli do przodu. Spojrzałam na nich.
- Super odstawicie mnie kilka ulic dalej a ja wrócę
taksówką. – Już się ucieszyłam.
- Nic z tego kochana. Jedziemy do lekarza. – Odwrócił się
w moją stronę Klaus. Spojrzałam błagalnie na kierowcę.
- Twój wzrok nie działa. – Wzruszył ramionami. – To dla
twojego dobra. Co właściwie się stało.
- Klaus się pobił z jakimś pijanym gościem i chciałam ich
rozdzielić. – Powiedziałam niezadowolona.
- To nie było tak. On przyczepił się do Caroline w dość
natrętny sposób. Pomogłem jej. Wiesz bracie, że bez ważnego powodu nie bije
się. – Wzruszył ramionami zadowolony.
- Nie rozumiem, co cię tak bawi. – Burknęłam.
- Jesteś naprawdę słodka, gdy się denerwujesz. – Miał szeroki
uśmiech na twarzy, gdy to mówił.
- Przestańcie zachowywać się jak dzieci. – Upomniał nas,
Elijah chociaż sam miał ubaw z tego. Kiedy wyszłam z samochodu nogi się pode
mną ugięły zakręciło mi się w głowie. Myślałam, że upadnę, ale Nik wziął mnie
na ręce. Przed nami szedł starszy Mikaelson i poprosił lekarza, usiedliśmy w
poczekalni, jednak nikt nie przychodził.
- Co jest z tymi ludźmi? – Zastanawiał się Elijah. –
Mogliśmy jechać do prywatnego szpitala.
- Przepraszam bardzo mamy tu brew do szycia, dziewczyna
się wykrwawi zaraz. – Zawołał blondyn. Dopiero wtedy przyszła pielęgniarka i
zabrali mnie do szycia.
Klaus:
Biedna dziewczyna w ciągu dwóch dni dwa razy rozcięła
brew. Tym razem to nie wyglądało najlepiej. Mocno krwawiła. I do tego ta utrata
równowagi. Szkoda, że nie mogłem pomóc jej wcześniej. Gdybym szybciej ją
zauważył nic takiego by się nie stało. Miałem zaczerwieniony policzek, ale to
wszystko. Spłukałem twarz zimną woda i wróciłem do brata.
- Ma talent do pakowania się w kłopoty. – Uśmiechnąłem się.
- To widzę, ale ty chyba masz talent do pomagania tej dziewczynie,
co? – Spojrzał na mnie wzrokiem typu A NIE MÓWIŁEM.
- Ty zrobiłbyś to samo. – Uniosłem brew do góry nie spuszczając
z niego wzroku. W poczekalni pojawił się Damon.
- Gdzie Caroline? – Zapytał.
- Szyją ją. – Odpowiedziałem.
- Słuchaj doceniam, że jej pomogłeś, ale jeśli ją
skrzywdzisz to cię zabije rozumiemy się. – Mówił wszystko z ironicznym uśmieszkiem.
Mój brat wstał, nie lubił jak ktoś tak się zwraca do jego rodziny.
- Tak rozumiem i mógłbym to powiedzieć każdemu, kto
będzie chciał się do niej zbliżyć. – Wstałem patrząc mu w oczy. Skinąłem na
brata to była pora na nas. Wyszliśmy. Podejrzewam, że zatrzymają Care na
jakiejś obserwacji lub czymś takim.
- Co między wami zaszło? – W końcu zadał to pytanie mój
brat.
- Spędziliśmy ze sobą miły wieczór i tyle. To dziewczyna
jest wyjątkowa. – Spojrzałem na niego.
- To prawda. Szybko otworzyła twoje serce. Zaczynałem wątpić,
że to jest możliwe. – Uśmiechnął się dumnie.
Odwiózł mnie do domu, jedyne o czy marzyłem to położyć
się spać. Rano wstawiłem się w pracy, Caroline nie było. Dobrze, powinna wziąć
wolne i odpocząć. Po chwili usłyszałem pukanie. Do gabinetu weszła blondynka z
kawą. Podeszła do biurka a ja wziąłem ją za rękę. I przyciągnąłem do siebie
wstając.
- Pokaż to. – Miała zszytą brew. Martwiłem się o nią.
- To nic takiego. – Wzruszyła ramionami. – Za dwa dni
ściągnął mi je i po problemie.
- Jak się czujesz? – Pogłaskałem ją po policzku.
- Jak nowonarodzona. Dzwoniło kilka osób, aby potwierdzić
spotkania. – Oznajmiła zadowolona.
- Odwołaj je wszystkie. Mam tu kilka papierów do
podpisania. – Dziewczyna coś trzymała z tyłu. – Co tam masz.
- Nic ważnego. – Kłamała widziałem to w jej oczach.
- Daj mi to. – Wyciągnąłem rękę a ona dała mi gazetę. Artykuł ze zdjęciami z klubu i ona wychodząca ze szpitala. Widniał tam wielki nagłówek: Nowa zabawka Mikaelsona, wybawiona z kłopotów. – Stek bzdur, pozwę ich jeszcze dzisiaj.
- Daj mi to. – Wyciągnąłem rękę a ona dała mi gazetę. Artykuł ze zdjęciami z klubu i ona wychodząca ze szpitala. Widniał tam wielki nagłówek: Nowa zabawka Mikaelsona, wybawiona z kłopotów. – Stek bzdur, pozwę ich jeszcze dzisiaj.
- Daj spokój sam mówisz, że to bzdury. – Uśmiechnęła się
minimalnie. Nie mogłem dłużej wytrzymać i objąłem ją.
- Nie jesteś żadną zabawka. – Spojrzałem w jej oczy.
- Wiem inaczej byś mnie nie bronił tak zaciekle. –
Usiadła na biurku i zaczęła dzwonić i odwoływać spotkania, w tym czasie
podpisałem papiery. – No i co będziesz robić.
- Zabieram cię na wycieczkę. – Chciałem spędzić z nią
czas i to dużo.
- Czy będzie tam zasięg i nie będę miała szans się
utopić? – Zaśmiała się.
- Nie to bezpieczne miejsce.
Zabrałem ją do centrum handlowego. Chciałem zrobić coś
miłego dla niej, weszliśmy do sklepu z sukienkami. Spojrzała na mnie pytająco.
- Co my tu robimy.
- Musimy kupić ci
sukienkę. Dzisiaj wieczorem jest bal charytatywny, który urządza Elijah ze
swoją żoną. – Poprawiłem kosmyk jej włosów. Spędziliśmy tam kilka godzin, w końcu wybrała tą najlepszą. Wyglądała jak księżniczka. Uśmiechnąłem się
pod nosem, zabrałem ją na obiad a później odwiozłem do domu, wróciłem aby
uszykować się na dzisiejszą uroczystość.
świetny rozdział:D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńCzekam na NN
Świetny. Następny po proszę
OdpowiedzUsuń